"Pójdę na Stare Miasto..." - odbudowa warszawskiej Starówki
We wrześniu 1980 roku, dzięki zabiegom architekta, urbanisty i konserwatora zabytków, profesora Krzysztofa Pawłowskiego, Stare Miasto i Zamek Królewski znalazły się na liście światowego dziedzictwa kulturowego UNESCO. Starówka została uhonorowana nie ze względu na jej wartości historyczne czy architektoniczne, lecz powojenną rekonstrukcję. UNESCO doceniło decyzję Polaków o odbudowie całego założenia historycznego, chociaż było to sprzeczne z powojenną doktryną konserwatorską. Zgodnie z nią zniszczony zabytek miał taki pozostać, bo jego odbudowa byłaby fałszerstwem.
Powojenne fałszerstwo.
Urbaniści, konserwatorzy zabytków, budowniczowie, zwykli mieszkańcy stolicy, a właściwie całej Polski, podjęli się rekonstrukcji Starego Miasta ze względów moralnych. UNESCO doceniło ich determinację i trud, a także doskonałość w odtworzeniu historycznej zabudowy.
Tablica wmurowana w ulicę Zapiecek.
Strefę UNESCO wyznacza osiem słupków wykonanych ze skandynawskiego granitu. Pierwszy pojawił się w 2008 roku z inicjatywy Stołecznego Konserwatora Zabytków. Pozostałe postawił Zarząd Terenów Publicznych. Słupki stoją na rogu ulic Miodowej i Krakowskiego Przedmieścia, wzdłuż Podwala, na rogu ulic Mostowej i Bugaj oraz przy Zamku Królewskim. Na każdym umieszczono wykonaną z brązu miniaturę Starówki oraz napis w pięciu językach (Braille'a, polskim, angielskim, hiszpańskim i francuskim): „Historyczne Centrum Warszawy wpisane na Listę Światowego Dziedzictwa w 1980 roku”.
Nie każdy wie, co to za słupek, niektórzy myślą, że to popielniczka.
Czterdziesta rocznica wpisania Starego Miasta na tę prestiżową listę jest dobrym powodem, by przypomnieć, jak podnosiło się z ruin. W artykule wyjdę poza strefę UNESCO i zaproszę na spacer po Starówce.
Nie trzeba czytać całego tekstu, można przeskoczyć do:
Odbudowa Starego Miasta
Odbudowa Zamku Królewskiego
Kolumna Zygmunta
Spacer po Starym i Nowym Mieście
Walki we wrześniu 1939 roku nie wyrządziły większych strat na Starym Mieście. Na kamienice spadło kilkanaście pocisków i mniejszych bomb lotniczych, ale szkody, które spowodowały, zostały szybko naprawione. Zagładę dzielnicy przyniosło powstanie warszawskie. Długotrwałe bombardowanie, lotnicze i artyleryjskie, zamieniło Starówkę w morze ruin i niewiele brakowało, a pozostałaby nim do dziś. Początkowo bowiem decydenci nie widzieli potrzeby odbudowy Starego Miasta. Wprawdzie świadczyło o wielowiekowej historii stolicy, ale było też pamiątką po dawnym, mieszczańskim świecie, a z nim władzy ludowej nie było po drodze.
Ulica Dawna, jak za dawnych lat.
W dodatku zniszczenia były tak ogromne, że odbudowa wydawała się niemożliwa. Osiemdziesiąt pięć procent staromiejskiej zabudowy leżo w gruzach. Profesor Jan Zachwatowicz pisał: „Na Starym Mieście nie pozostał prawie ani jeden dom, ani jeden kościół. Zwały gruzów wypełniały ulice do wysokości pierwszego i drugiego piętra. Jedynie w północnej pierzei Rynku stały jeszcze elewacje wypalonych domów z groźnymi wyrwami oraz na rogu Wąskiego Dunaju chyliła się ściana frontowa tzw. kamienicy książąt Mazowieckich. Dwie wypalone elewacje sterczały w części południowej. Nie spaliły się tylko dwie kamienice w północnej pierzei (nr 34 i 36) dzięki temu, że tuż przed wojną wykonano w nich ogniotrwałe stropy żelbetowe. [...] Gruzy Starego Miasta zalegała ponura, głucha cisza”.
Wypalone kamienice na Rynku Starego Miasta – strona Dekerta.
Makieta w Muzeum Warszawy.
Pojawiły się plany pozostawienia Starówki jako trwałej ruiny, pamiątki „niemieckiego bestialstwa” lub uprzątnięcia gruzów i zagospodarowania terenu w inny sposób. Z oryginalnym, całe szczęście niezrealizowanym pomysłem wystąpił krytyk literacki Kazimierz Wyka: „Ja już bym wolał nie tykać tego krajobrazu, obwieść go autostradą, usadzić przy niej restauracje i dancingi, zamówić gwiazdki w przewodnikach, niech wokół ruin kołują bogacze z zachodu i zostawiają dolary na odbudowę reszty”.
Knajpki na Rynku Starego Miasta. Bogacze z zachodu dolary zostawiają.
Trzeciego lutego 1945 roku Krajowa Rada Narodowa przyjęła rezolucję o dzwignięciu Warszawy z ruin. Kilka dni później powstało Biuro Odbudowy Stolicy. Zorganizował je profesor Zachwatowicz, rychło jednak na stanowisku kierownika BOS-u zastąpił go architekt Roman Piotrowski, bardziej sprzyjający nowej władzy. Zastępcami Piotrowskiego zostali Witold Plapis i Józef Sigalin, a Zachwatowicz objął stanowisko generalnego konserwatora zabytków.
Tablica na placu Zamkowym poświęcona Janowi Zachwatowiczowi.
Pracownicy BOS-u snuli różne wizje przyszłej Starówki. Urbaniści planowali budowę nowoczesnego osiedla mieszkaniowego, bez wąskich uliczek i podwórek studni. Ich przeciwnikami byli zwolennicy odtworzenia zabytków, lekceważąco zwani zabytkowiczami. Jednym z zabytkowiczów był profesor Zachwatowicz, który przekonywał, że stolica nie może odrodzić się jako miasto bez przeszłości. Twierdził: „Warszawa nie jest do pomyślenia bez sylwety Zamku i Katedry, innej drogi jak rekonstrukcja naszych zabytków – nie ma”. Oczywiście zdawał sobie sprawę, że odtworzenie budynków jest sprzeczne z obowiązującymi zasadami konserwatorskimi, ale i na to znalazł radę: „Czy nie stworzymy falsyfikatów? […] Należy zebrać maksimum elementów oryginalnych, stanowiących powiązanie z autentycznością”. Na głosy oponentów, że odtworzenie Starówki jest przedsięwzięciem bez precedensu, odpowiadał: „zniszczenie Warszawy też było bez precedensu”.
Stare Miasto w 1945 roku – wydarzenie bez precedensu (źródło: Wikipedia).
Odbudowany Rynek Starego Miasta.
Już w kwietniu 1945 roku Zachwatowicz podjął prace mające na celu zabezpieczenie ocalałych ścian, portali i elementów dekoracji. Wraz ze współpracownikami, profesorami Piotrem Biegańskim i Mieczysławem Kuzmą, opracował główne zasady rekonstrukcji Starego Miasta, z zachowaniem średniowiecznego układu ulic i placów oraz przywróceniem kamienicom siedemnasto- i osiemnastowiecznego wyglądu. Starówka miała być taka jak na obrazach Canaletta, które zresztą okazały się bardzo pomocne podczas jej odbudowy.
Canaletto – widok Starego Miasta w praskiego brzegu Wisły.
Tablica na murach miejskich poświęcona malarzowi.
Opracowana przez profesora Zachwatowicza zabytkowa dzielnica znacznie wykraczała poza dzisiejsze Stare Miasto i Trakt Królewski. Obejmować miała ponad dziesięć kilometrów kwadratowych. Krytyka urbanistów sprawiła, że znacznie się skurczyła, niemniej – została odtworzona.
Ostateczną decyzję o rekonstrukcji Starego Miasta podjęła w sierpniu 1949 roku Naczelna Rada Odbudowy Warszawy. Starówka miała być odbudowana w ramach planu sześcioletniego. Powstała wówczas pracownia staromiejska Centralnego Biura Projektów, w której pod kierunkiem Zachwatowicza, a następnie Mieczysława Kuzmy, przygotowano pierwszą serię projektów rekonstruowanych domów. Ich autorzy opierali się na przedwojennej inwentaryzacji zabytkowych budynków.
Odbudowa Starówki (źródło: NAC).
Jeszcze zanim podjęto decyzję o odbudowie Starego Miasta, rozpoczęto usuwanie setek ton gruzu. Akcję odgruzowywania oficjalnie rozpoczął Bolesław Bierut. Pierwszego września 1947 roku, w ósmą rocznicę wybuchu drugiej wojny światowej, chwycił za łopatę i machnął nią kilka razy. Za jego przykładem podążyły brygady BOS-u i mieszkańcy Warszawy, a także ochotnicy z całej Polski, którzy w czynie społecznym odbudowywali stolicę. Każdego dnia zgłaszało się ich około tysiąca. Mieszkali w ceglanych barakach postawionych na ulicy Świętokrzyskiej.
Odgruzowywanie Starego Miasta (źródło: NAC).
Cegły, podawane z rąk do rąk, trafiały na równe sterty do ponownego wykorzystania lub na furmanki – do usunięcia. Z czasem uruchomiono lokalną kolejkę, która wywoziła gruz poza obszar staromiejski. Po szynach ułożonych na rynku kursował wysoki na dwadzieścia pięć metrów samojezdny dźwig – żuraw Wolf. W sumie z terenu Starego Miasta usunięto prawie pół miliona metrów sześciennych gruzu.
Przy wywózce gruzu (źródło: NAC).
Jako pierwsze oczyszczono partery kamienic przy Rynku Starego Miasta, zwłaszcza najmniej zniszczoną pierzeję Dekerta, i kamienice przy Wąskim Dunaju. Nad pracą robotników czuwali historycy sztuki przekonani, że pod zwałami gruzów kryją się cenne zabytki. Znajdowano ich wiele i wszystko, co ocalało – portale, obramowania okien, malowidła ścienne, kasetonowe stropy, rzeźbiarskie detale – odrestaurowano i wkomponowano w mury nowych kamienic.
Piętnastowieczny ceglany portal gotycki na Rynku Starego Miasta.
Cegły, dachówki i elementy dekoracji przywożono do Warszawy z poniemieckich miast, które po wojnie znalazły się polskich granicach. Trafiły tu między innymi cegły z rozebranego częściowo wrocławskiego Arsenału oraz kamienic w Nysie i Lwówku Śląskim. Wywożono je bez skrupułów, bo nikt nie wiedział, jak trwałe są te powojenne granice. Dość szybko jednak w rejonie Warszawy powstały cegielnie, w których wypalano cegły na potrzeby odbudowywanej stolicy.
Podczas odbudowy wykorzystywano zachowane piwnice i przyziemia (źródło: fot. Karol Pecherski/APW/Forum).
Początkowo prace przy odbudowie Starego Miasta trochę się ślimaczyły. Dopiero na początku 1952 roku naczelny architekt Warszawy Józef Sigalin przedstawił najwyższym władzom plan, zgodnie z którym w ciągu półtora roku miała stanąć zabudowa wokół rynku, Zapiecka i przy ulicy Piwnej. W następnym roku wzniesione miały być domy wzdłuż całego Traktu Starej Warszawy, czyli od placu Zamkowego, poprzez ulice: Świętojańską, Nowomiejską, Freta, Zakroczymską, aż do Rynku Nowego Miasta. Sigalin osobiście nadzorował prace: na rynku pojawił się jego punkt dowodzenia, czyli drewniana budka, z której co jakiś czas wychodził i przez tubę wydawał polecenia.
Kamienice przy Rynku Starego Miasta.
Odbudowie towarzyszyły spory o to, co rekonstruować, a czego nie. Pojawił się pomysł zbudowania na rynku zburzonego w XIX wieku ratusza, ale upadł, bo władze chciały mieć miejsce na zgromadzenia ludowe. Sigalin zaproponował nawet, żeby nie odbudowywać wschodniej, najbardziej zniszczonej pierzei i w jej miejscu utworzyć amfiteatr z widokiem na Wisłę. Chciał przekonać do swego pomysłu Bieruta, ale zanim ten zjawił się na placu budowy, Zachwatowicz i Biegański, w porę ostrzeżeni o planach Sigalina, kazali robotnikom wybudować ścianę frontową kamienic do wysokości pierwszego piętra. Bierut przyjechał i nie ośmielił się rozbierać tego, co „wzniosła klasa robotnicza".
Dom Sztuki Ludowej wzniesiony przez klasę robotniczą.
Starówkę odbudowano w niespełna cztery lata. W prace zaangażowani byli doskonali architekci, konserwatorzy, rzemieślnicy i murarze. Zachwatowicz wspominał: „Ten sukces szybkości i wysokiego poziomu wykonania prac miał jedną [...] istotną cechę – pełne świadome zaangażowanie wykonawców, od inżyniera do robotnika. Przedsiębiorstwo, które realizowało prace, tzw. KAM (Konserwacja Architektury Monumentalnej), zorganizowało dla robotników kurs, dający podstawowe elementy wiedzy o historii architektury polskiej i konserwacji zabytków, na którym prowadziłem wykłady. Robotnicy przychodzili po robocie, zmęczeni, lecz słuchali uważnie. I kiedy po zakończeniu kursu przeprowadziłem rodzaj egzaminu, wyniki okazały się zdumiewające. Niektóre odpowiedzi były nie gorsze niż studentów Wydziału Architektury. Kurs ten wspominam z rozczuleniem, a wyniki można było widzieć w trakcie realizacji, m.in. w odróżnieniu przez robotników wątków muru i szczególnym szacunku dla napotkanego wątku gotyckiego”.
Murarze na tle strony Dekerta na Rynku Starego Miasta (źródło: NAC).
I odbudowana strona Dekerta.
Za wydajną pracę robotnicy otrzymywali nagrody pieniężne i rzeczowe, na przykład wieczne pióra. Przodownica Stanisława Szarlińska zagrała samą siebie w filmie Przygoda na Mariensztacie, w scenie, w której majster woła: „Szarlińska, podaj cegłę!”. Zdarzały się i niebezpiecznie sytuacje. Podczas rekonstrukcji murów na dziedzińcu kamienicy Fukiera runęła rozhuśtana wiatrem ściana. Robotnicy zdołali uciec w ostatniej chwili.
Murarze przy pracy (źródło: NAC).
Pierwszy etap odbudowy Starówki ukończono dwa dni przed terminem – 20 lipca 1953 roku. Rankiem 22 lipca, w 9. rocznicę utworzenia PKWN, na Rynek Starego Miasta wkroczyły najważniejsze osoby w państwie. Na czele w jasnym garniturze maszerował Bolesław Bierut. Obok szli wicepremier Józef Cyrankiewicz, przewodniczący Rady Państwa Aleksander Zawadzki i inni dygnitarze. Były przemowy, gratulacje i odznaczania. Grała orkiestra.
Przygotowania do wielkiego dnia (źródło zdjęć: NAC).
Tablica upamiętniająca odbudowę. Róg Rynku Starego Miasta i ulicy Zapiecek.
Dziennikarz „Stolicy” nie krył radości: „Odświętnie wyglądają fasady kamieniczek. Dumni byli budowniczowie tej kolebki miasta, że dali radę w tak krótkim czasie odbudować pierwszą część zabytkowego Traktu. Cieszyli się, że uroczystości Święta Odrodzenia Polski rozpoczęły się na ich budowie, tak drogiej sercu każdego Polaka. Dumni byli, że Stare Miasto mogło dzięki ich wytrwałości gościć w dniu ogólnej radości kierownictwo naszego Rządu i Partii. Dumni byli, że dotrzymali słowa i że wskrzesili do nowego życia prastarą kolebkę naszej kultury narodowej”.
Kamienica Pod Lwem tuż po wojnie i obecnie (źródło zdjęcia archiwalnego: NAC).
Entuzjazm dziennikarza był trochę na wyrost. Wzniesiono jedynie kamienice wokół rynku (m.in. zaprojektowane przez Stanisława Żaryna budynki po stronie Dekerta, będące siedzibą Muzeum Historycznego m.st. Warszawy, dziś Muzeum Warszawy) oraz przy Zapiecku i wzdłuż ulicy Piwnej.
Ulica Zapiecek.
Jak już pisałam, warszawskiej Starówce nie przywrócono przedwojennego wyglądu, lecz znacznie wcześniejszy, znany z płócien Canaletta. Na jej powojenny wygląd wpłynęły też względy praktyczne. Przed drugą wojną światową Stare Miasto było chaotycznie i gęsto zabudowaną, biedną, zaniedbaną dzielnicą. Do utworzonych przez oficyny podwórek studni nie docierało światło. Podczas rekonstrukcji chciano powrócić do czasów świetności Starego Miasta, które przypadły na XVIII stulecie, ale jednocześnie odbudować go w formie bardziej przyjaznej dla mieszkańców.
Rynek Starego Miasta i pan z epoki.
Panie nie mogą być gorsze.
Proszę wzrócić uwagę na piękny portal.
W rezultacie Stare Miasto stało się socjalistyczną dzielnicą mieszkaniową o historycznym wyglądzie. Kamienice, z wyjątkiem tych wokół rynku, mają „stare” fasady, ale wewnątrz nie różnią się od stawianych wówczas bloków. Powstały w nich niewielkie, dwu- i trzypokojowe mieszkania wyposażane w nowoczesne rozwiązania, jak chociażby bieżąca woda czy centralne ogrzewanie. Nie odbudowano oficyn, dzięki czemu powstały widne, urokliwe podwórka. Pod dziedzińcami umieszczono kotłownie i składy koksu. Projektanci zaplanowali też żłobek, przedszkole, bibliotekę, ambulatorium, aptekę i pocztę. W staromiejskich kamienicach mieszkania otrzymali przodownicy pracy, wysocy urzędnicy i artyści służący Polsce Ludowej, ale także „elementy z marginesu”. Docelowo miało zamieszkać tu trzy tysiące warszawiaków.
Staromiejskie osiedle socjalistyczne.
O wyglądzie elewacji kamieniczek zdecydowały względy ideologiczne. W roku 1928 kamienice przy rynku ozdobiono polichromiami, które upamiętniać miały dziesiątą rocznicę odzyskania przez Polskę niepodległości. Pracami kierowała Zofia Stryjeńska, najbardziej znana plastyczka lat międzywojennych. Wojenną zawieruchę przetrwały tylko fragmenty dwóch malowideł przedstawiających dziewczyny dźwigające dzbany autorstwa samej Stryjeńskiej.
Malowidła Zofii Stryjeńskiej tuż po wojnie i obecnie (źródło zdjęcia archiwalnego: NAC).
Po drugiej wojnie światowej, w zmienionej sytuacji polityczniej, przewojenne malunki nie pasowały. Nie mogły wrócić na elewacje domów, podobnie jak elementy religijne, jak na przykład symbole oka opatrzności umieszczane niegdyś na szczytach kamienic. Podczas rekonstrukcji zmieniono więc co nieco, na przykład figurę Zbawiciela na domu Jakuba Gianottiego zastąpiono obeliskiem, a wizerunek świętej Weroniki przekuto na przekupkę.
Kamienica Jakuba Gianottiego.
Zaprojektowaniem i wykonaniem dekoracji na Starym Mieście miały zająć się, powołane wczesną wiosną 1953 roku, dwa zespoły artystów malarzy, kierowane przez profesorów Akademii Sztuk Pięknych, Bogdana Urbanowicza i Jana Seweryna Sokołowskiego (po jego śmieci, od 1954 roku – Zofię Czarnocką-Kowalską). Czasu mieli niewiele, bo dekoracje musiały być gotowe na 22 lipca tegoż roku, dzień uroczystego przekazania społeczeństwu odbudowanej Starówki.
Bazyliszek.
Artyści obu zespołów najpierw ozdobili rynek. Każda z tworzących go pierzei nosi imię jednego z uczestników Sejmu Czteroletniego. Jest więc strona Barssa, Kołłątaja, Dekerta i Zakrzewskiego. Dla kamienic po stronie Barssa przewidziano spokojną, przytłumioną kolorystkę, z jasnym akcentem kamienicy Orlemusowskiej ozdobionej polichromią. Domy po przeciwległej stronie – Kołłątaja – otrzymały barwy w tonacji różu i czerwieni. Najlepiej zachowane budynki po stronie Dekerta ozdobiono bogatymi złoceniami (kamienica Pod Murzynkiem). Bogaty detal architektoniczny wyróżnia też kamienice po przeciwległej stronie, Zakrzewskiego.
Strona Barssa.
Strona Kołłątaja.
Strona Dekerta. Kamienica Pod Murzynkiem.
Strona Zakrzewskiego.
Kamienice dekorowano głównie techniką sgraffita, polegającą na nakładaniu kolejnych kolorowych warstw tynku i zeskrobywaniu fragmentów wierzchnich warstw, tak by powstał wielobarwny wzór. Była to technika dość prosta, a dająca trwałe efekty. W wyjątkowych wypadkach elewacje zdobiono malowidłami.
Kamienica Fukierów została udekorowana techniką tempery kazeinowej.
Jej zdobienia – pas kontuszowy – przypominały przedwojenne.
Dziś kamienicę Fukierów zdobią kwiaty.
Obaj kierujący pracami profesorowie i wykonawcy dekoracji postawili na afirmację życia, a po tematy sięgnęli do historii, dnia codziennego i warszawskich legend. Jest więc sgraffito z Bazyliszkiem, cyrulikiem Juchtą i jego żoną czy syrenką – jako herb Warszawy i panna wodna schwytana w rybackie sieci. Pojawiły się postacie sportowców, tancerzy, rzemieślników, dzieci czytających książki i grających w piłkę. Są wizerunki wielkich Polaków: Hugona Kołłątaja, Piotra Skargi, Stanisława Staszica, Wojciecha Bogusławskiego czy Bolesława Prusa. Nie zabrakło motywów roślinnych i zwierzęcych: po fasadach kamienic skaczą zające i wiewiórki, a nad oknami fruwają ptaki. Na budynkach pojawiły się pyzate putta, a także postacie mitologiczne: pegazy i satyry. Jest przedziwna mieszanka starego z nowym, czyli chłopczyk w kolarskiej czapeczce sprzedający baloniki egipskiej elegantce. Wędrując po Starówce, warto przyglądać się kamienicom, bo ich dekoracje to największa bezpłatna warszawska galeria pod chmurką.
http://www.polskanapiechote.waw.pl/8-podroze/131-pojde-na-stare-miasto-odbudowa-warszawskiej-starowki#sigProId71ded4366f
Kamienice ozdobione są też płaskorzeźbami.
Pochód bachusów na kamienicy przy Rynku Starego Miasta.
Lew na kamienicy, również przy rynku.
Barokowy statek zdobiący kamienicę przy ulicy Świętojańskiej.
A tak nad nim pracowano. Zdjęcie zdobione w Centrum Interpretacji Zabytku.
Dużą wagę przywiązywano do metaloplastyki w postaci szyldów, okuć drzwi i krat okiennych.
Montaż zegara w kamienicy przy Rynku Starego Miasta 12
(fot. E Hartwig; zdjęcie zrobione w Centrum Interpretacji Zabytku).
Przy pracy... (źródło: NAC).
Podczas odgruzowywania Starego Miasta odsłonięto basztę Rycerską i znaczne fragmenty Barbakanu ukryte w murach kamienic. Postanowiono je odsłonić. Początkowo Bolesław Bierut nie wyraził na to zgody, bo obawiał się, że w razie rozruchów dadzą schronienie przeciwnikom władzy ludowej. Do zmiany zdania przekonał go profesor Zachwatowicz, który narysował kontury Starego Miasta i spytał, co widać po usunięciu murów. Widać było kościoły.
Jakiś inny ludowy dygnitarz zaproponował zburzenie murów i posianie trawy. Na ten pomysł profesor zgodził się z ochotą: „Ależ tak! Ja to już gdzieś widziałem! To przecież tak zrobił w Rzymie Mussolini!”. Staromiejskie mury ocalały i dziś stanowią miejsce przechadzek i punkty widokowe.
Profesor Jan Zachwatowicz był twórcą błękitnej tarczy – znaku ochrony zabytków.
Zaprojektował go w 1954 roku na konferencji UNESCO w Hadze,
poświęconej ochronie dóbr kultury na wypadek konfliktu zbrojnego.
Tarcza miała chronić obiekty zabytkowe przed bombardowaniem.
Dziś widnieje na budowlach wpisanych do rejestru zabytków.
(Zdjęcie sprzed kilku miesięcy. W międzyczasie ściana odzyskała dawny blask).
Dzięki współpracy urbanistów i zabytkowiczów w połowie lat pięćdziesiątych. Warszawa odzyskała Stare i częściowo Nowe Miasto, Trakt Królewski wraz z pałacami oraz kilka rozproszonych po mieście gmachów. Odbudowano też większość zabytkowych świątyń, bo mimo negatywnego stosunku nowej władzy do kościoła katolickiego w pierwszych latach powojennych obie instytucje współpracowały ze sobą. Zdarzało się nawet, że biskupi święcili nowo wybudowane gmachy państwowe.
Ulica Freta.
Po lewej stronie dzwonnica kościoła pw. świętego Jacka, po prawej kościół pw. Świętego Ducha.
Siedemnasty września 1939 roku był tragicznym dniem dla Zamku Królewskiego. W wyniku niemieckiego ostrzału artyleryjskiego ogniem zajął się dach nad skrzydłem saskim, a wkrótce płomienie ogarnęły cały budynek. O godzinie 11:15 zatrzymał się zegar na zamkowej wieży. W tym samym czasie, narażając życie, ówczesny dyrektor Muzeum Narodowego profesor Stanisław Lorentz wraz z grupą pracowników przenosił zamkowe elementy dekoracji i wyposażenia do podziemi muzeum. Jeden z jego pomocników, kustosz Kazimierz Brokl, zginął.
Płonący Zamek Królewski po ostrzale artylerii niemieckiej 17 września 1939 roku (źródło: Wikipedia).
Tuż po kapitulacji Warszawy władze niemieckie rozpoczęły systematyczną dewastację zamku i grabież zgromadzonych w nim dzieł sztuki. Ich ofiarą padły nawet okna, drzwi, zabytkowe podłogi i sufity. Profesor Lorentz pisał: „Został tylko szkielet, martwy szkielet...”.
Zamek Królewski w Warszawie w 1941 roku (źródło: Wikipedia).
Na rozkaz Hitlera zamek miał zostać wysadzony w powietrze. Na jego miejscu władze niemieckie planowały budowę okazałej hali ludowej. Przygotowania trwały od listopada 1939 roku. Niemieccy saperzy wiercili w ścianach piwnic głębokie na niemal dwa metry otwory na dynamit. Detonację zaplanowano na styczeń lub luty 1940 roku. Decyzję o wysadzeniu zamku odłożono w czasie ze względów strategicznych. Niemcy obawiali się, że wybuch może uszkodzić pobliski most Kierbedzia (dziś Śląsko-Dąbrowski), który łączył Trzecią Rzeszę z frontem wschodnim.
Otwory w murach wywiercone przez niemieckich saperów.
Ładunki wybuchowe niemieccy żołnierze umieścili w otworach dopiero pięć lat później, podczas powstania warszawskiego, i podpalali je systematycznie – od 8 do 13 września. Zamek Królewski przestał istnieć. Ocalały jedynie piwnice, fragmenty Biblioteki Królewskiej i Arkad Kubickiego, część Sali Balowej i kawałek ściany z „oknem Żeromskiego”, czyli fragment mieszkania niegdyś zajmowanego przez pisarza.
Ruiny Zamku Królewskiego. W głębi „okno Żeromskiego” (źródło: polska.org).
Po wojnie Stanisław Lorentz powrócił na stanowisko dyrektora Muzeum Narodowego i stał się wielkim orędownikiem odbudowy zamku. W roku 1946 Ministerstwo Kultury i Sztuki opublikowało jego opracowanie zatytułowane Zburzenie Zamku Królewskiego w Warszawie, zawierające opis zagłady gmachu, ale też propozycje jego rekonstrukcji.
W czerwcu 1949 roku kierownictwo PZPR podjęło oficjalną decyzję o odbudowie zamku, potwierdzoną przez uchwałę sejmową, która brzmiała: „Sejm Ustawodawczy wzywa Rząd do dźwignięcia z ruin Zamku Warszawskiego z przeznaczeniem go na siedzibę Najwyższych Władz Polski Ludowej i ośrodek życia kulturalnego szerokich mas ludowych oraz rozpoczęcia budowy w roku 1950 i ukończenia nie później niż w roku 1954”.
Powołano specjalną pracownię zamkową, którą z czasem zastąpiła Komisja Konserwatorska. Kierowali nią profesorowie Stanisław Lorentz i Jan Zachwatowicz. Jednak wbrew powyższej uchwale do odbudowy zamku nie doszło. Konserwatorzy zabytków, przede wszystkim Zachwatowicz, nie chcieli, by zamek został odbudowany jako obiekt socjalistyczny. Ich zamiarem było wniesienie zamku przypominającego ten z epoki Wazów. Są i tacy, którzy twierdzą, że projekt odbudowy nie doczekał się realizacji, bo konserwatorzy odmówili przerobienia Pokoju Marmurowego na gabinet Bieruta. Ograniczono się więc do odgruzowania terenu i zabezpieczenia ruin.
Dziedziniec zamkowy wieczorową porą.
Następca Bieruta, Władysław Gomułka, niechętnym okiem patrzył na plany odbudowy zamku. Uznał, że jest on „symbolem zguby, zarówno państwa magnaterii i szlachty polskiej, jak i państwa polskiej burżuazji”.
Plac po Zamku Królewskim (źródło: Wikiwand).
Innego zdania był kolejny pierwszy sekretarz, Edward Gierek. Odbudowa zamku miała pomóc mu w zjednaniu sobie środowiska intelektualnego. Dlatego 20 stycznia 1971 roku, miesiąc po objęciu przez niego władzy, rząd przyjął uchwałę, że dawna siedziba władców polskich zostanie odbudowana. Oficjalnym powodem była „25 rocznica odzyskania wolności Narodu i wyzwolenia kraju spod jarzma hitlerowskiej okupacji” oraz chęć „uczczenia powstania Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej i podkreślenia nierozerwalnych więzów łączących społeczeństwo w kraju z milionami Polaków rozsianych po całym świecie”.
Dziedziniec Zamku Królewskiego – wieża Władysławowska zbudowana w drugiej połowie XVI wieku.
Profesor Lorentz nie krył wzruszenia: „Gdy zainaugurowaliśmy odbudowę […] przypomniały się nam czasy, gdy we wrześniu 1939 r. ratowaliśmy płonący zamek, gdy wywoziliśmy wszystko, co cenniejsze, do podziemi Muzeum Narodowego, gdy później wycinaliśmy arabeskowe malowidła ścienne, próbki z detali architektonicznych i rzeźbiarskich każdej z sal historycznych, wszystko po to, by kiedyś móc zamek jak najwierniej zrekonstruować. Byliśmy pewni, że ta chwila nadejdzie”.
Dziedziniec Zamku Królewskiego – dawny Dwór Wielki.
Powstał w połowie XV wieku jako rezydencja książąt mazowieckich.
Jego gotycka elewacja została zrekonstruowana podczas odbudowy zamku.
Powołano Obywatelski Komitet Odbudowy Zamku, który zwrócił się z apelem do „Polek i Polaków w kraju i na obczyźnie” o wsparcie, bo zamek miał zostać odbudowany siłami – finansowymi – całego narodu. Na placu Zamkowym stanęła ogromna skarbonka. Pieniądze wrzucali warszawiacy i goście przybywający z różnych rejonów Polski, dla których zasilenie skarbonki było głównym punktem wizyty w stolicy. Polacy, również ci z zagranicy, okazali się hojni. Do skarbonki trafiło miliard złotych i 800 tysięcy dolarów. Wyłamał się jednie rząd emigracyjny, zniechęcający do udziału w zbiórce, która – jego zdaniem – wspierała „komunistyczny reżim”.
Odbudowa Zamku Królewskiego (źródło: NAC).
Tłumy ochotników zgłaszały się też do prac przy odbudowie. Najpierw należało usunąć gruz wciąż zalegający w miejscu dawnego zamku. Do pomocy, podobnie jak wcześniej do skarbonki, zjeżdżały się wycieczki z całej Polski. Jeden z uczniów Technikum Rolniczego w Pszczelinie wspominał po latach: „Nas było tam około 40 osób, naładowaliśmy 32 tony gruzu i jeszcze kilka przyczep cegieł”. Obliczono, że przy odbudowie zamku Polacy przepracowali społecznie 272 tysięcy godzin.
Odbudowa Zamku Królewskiego (źródło obu zdjęć: NAC).
Komisja pod przewodnictwem profesora Zachwatowicza opracowała wytyczne architektoniczno-konserwatorskie. Zamek miał być odbudowany dokładnie tam, gdzie stał przed wybuchem drugiej wojny światowej, a jego wnętrza odrestaurowane i wyposażone. Uwzględniono możliwość zmiany układu sal, tak by mogły spełniać nowe funkcje zamku jako miejsca państwowych uroczystości, zabrań naukowych, kulturalnych i społecznych. Dawna Sala Poselska i przylegające do niej apartamenty miały służyć Polonii. Najwyższa kondygnacja od strony placu Zamkowego i Trasy W-Z została przeznaczona na apartament pierwszego sekretarza PZPR, ale profesor Zachwatowicz zdołał przekonać służby ochrony państwa, że w razie konfliktu zbrojnego trudno będzie zapewnić bezpieczeństwo zajmującym go lokatorom, i projekt upadł. Zostały po nim tylko luksusowe łazienki wyłożone włoskimi marmurami.
Do realizacji przyjęto wyłoniony w konkursie projekt profesora Jana Bogusławskiego, zachowujący historyczny kształt gmachu z wnętrzami z okresu panowania króla Stanisława Augusta. Głównym wykonawcą została pracownia „Zamek” należąca do przedsiębiorstwa Pracownie Konserwacji Zabytków. Konstrukcją dachową i hełmami na wieży zajęło się Biuro Projektów Mostostal Zabrze. Badania geologiczne podłoża zamku przeprowadziło w czynie społecznym biuro Hydrogeo, a archeologiczne – zespoły pracowników Muzeum Archeologicznego, Instytutu Historii Kultury Materialnej, Muzeum Historycznego, Uniwersytetu Warszawskiego i Politechniki Warszawskiej. Nad wszystkim czuwała Komisja Architektoniczno-Konserwatorska pod przewodnictwem Jana Zachwatowicza.
Odbudowa Zamku Królewskiego (źródło: polska.org).
Starano się, by odbudowywany zamek przypominał nie przedwojenny, lecz ten z epoki Wazów. Dlatego też fasadę od strony placu Zamkowego ozdobiły dwie narożne wieżyczki zwieńczone miedzianymi hełmami. Siedemnastowieczny wygląd przywrócono też wieży Grodzkiej, gdzie od końca XVI stulecia mieściła się kaplica zamkowa.
Zamek Królewski – wieża Grodzka, najstarsza część zamku.
Powstała w połowie XIV wieku jako gotycka wieża obronna.
W głębi pałac Pod Blachą.
Zamek Królewski – skrzydło saskie, dobudowane za panowania Augusta III.
Zamek odbudowano z niezwykłym pietyzmem. Dekoracje elewacji saskiej od strony Wisły oraz osiemnastowieczne elewacje dziedzińca zostały wykonane z piaskowca. By znaleźć materiał odpowiedni do ich rekonstrukcji, uruchomiono dawno opuszczony i zalany wodą kamieniołom „Pikiel” koło Szydłowca.
Podobnie jak wcześniej przy odbudowie staromiejskich kamieniczek, tak i teraz starano się wykorzystać ocalałe relikty dawnych epok. Zespoły wykwalifikowanych rzemieślników pracowały nad posadzkami, boazerią, kominkami, drzwiami i oknami.
http://www.polskanapiechote.waw.pl/8-podroze/131-pojde-na-stare-miasto-odbudowa-warszawskiej-starowki#sigProId55a20a614a
Andrzej Rottermund, dyrektor zamku w latach 1991–2015 stwierdził: „Zdążyliśmy odbudować zamek jeszcze za życia grupy wybitnych rzemieślników: sztukatorów, stolarzy, rzeźbiarzy. Następne pokolenie już sobie z tym nie dawało rady, czego najlepszym przykładem była Sala Wielka. Jej wystrój powstawał jako ostatni i to była już katastrofa. Mieliśmy oddać zamek w 1984 r., ale zrekonstruowane stiukowe kolumny w Sali Wielkiej zaczęły się wyginać. Po przeanalizowaniu XVIII-wiecznych podręczników dotyczących technologii okazało się, że popełniono różne błędy. Gdyby kolumny robili starzy rzemieślnicy, tak by nie było. Sala była gotowa dopiero w 1988 r.”
Sala Wielka, zwana też Balową.
Prace przy odbudowie rozpoczęto we wrześniu 1971 roku. Trzy lata później, 6 lipca 1974 roku, mimo deszczu tysiące mieszkańców stolicy zebrały się na placu Zamkowym, by patrzeć, jak olbrzymi dźwig Mostostalu unosi ważącą osiemnaście ton kopułę i umieszcza ją na wieży Zygmuntowskiej. Tego dnia zakończono pierwszy etap odbudowy Zamku Królewskiego. Kilka dni później, 19 lipca, warszawiacy znów zgromadzili się pod zamkiem. Wtedy ruszył zegar na wieży – dokładnie o godzinie 11.15, tej samej, o której zatrzymał się 17 września 1939 roku.
Wieża Zygmuntowska zwana również Zegarową. Pierwszy zegar zainstalowano w niej w 1622 roku
(źródło zdjęcia archiwalnego: „Stolica”).
Zamek, którego oficjalna nazwa brzmiała Zamek Królewski w Warszawie – Pomnik Historii i Kultury Narodowej, otwarto dla zwiedzających 30 sierpnia 1984 roku, ale prace wykończeniowe trwały jeszcze kilka lat. Ostatecznym zwieńczeniem odbudowy było otwarcie w 2009 roku Arkad Kubickiego i, dzisięć lat później, ogrodów.
Trudno wyobrazić sobie plac Zamkowy bez kolumny Zygmunta. Została wzniesiona w 1644 roku z polecenia króla Władysława IV Wazy, który w ten sposób chciał uczcić pamięć swego ojca. Pomnik zaprojektowali dwaj znakomici włoscy architekci: Augustyn Locci starszy i Konstanty Tencalla. Twórcą figury władcy byli rzeźbiarz Clemente Molli i odlewnik Daniel Tym. Kolumna Zygmunta była pierwszym pomnikiem przedstawiającym postać świecką i wywołała oburzenie ówczesnego duchowieństwa. W sprawę zaangażował się nawet ówczesny nuncjusz papieski Filonardi, który zagroził monarsze ekskomuniką. Ten się jednak nie przestraszył, co więcej marzył o stworzeniu Forum Wazów – całej serii pomników upamiętniających władców tej dynastii. Kolumna Zygmunta miała dać jej początek.
W połowie XVII stulecia kolumna Zygmunta wyglądała inaczej niż dzisiaj. Cokół był z czerwonego marmuru, a figura władcy, tablice z łacińskimi inskrypcjami oraz ornamenty pokryte złotem. Po dwustu latach kolumna zaczęła pękać i trzeba ją było wymienić. Wybrano mocniejszy materiał – granit. Pewnie stałaby do dzisiaj, gdyby nie druga wojna światowa.
Kolumna przetrwała walki we wrześniu 1939 roku i niemal całą okupację. Runęła podczas powstania warszawskiego. W nocy z 1 na 2 września 1944 roku została trafiona z działa niemieckiego czołgu. Trzon rozpadł się na trzy części, ale figura króla Zygmunta, mimo upadku z ponad dwudziestometrowej wyskości, ocalała. Władca posiekany był kulami, stracił fragment ramienia lewej ręki, nos, część hełmu, płaszcza i krzyż, na którym się wspierał. Zaginęła też jego szabla, a według legendy jej utrata zwiastowała zagładę miasta, co ziściło się kilka tygodni później po upadku powstania. 3 maja 1945 roku uszkodzoną rzeźbę króla Zygmunta ustawiono w holu Muzeum Narodowego na wystawie Warszawa oskarża.
„Na placu Zamkowym król Zygmunt leży na bruku.
Jego postać, nieoczekiwanie duża, z bliska staje się zwyczajną, ludzką.
Tylko głowa, wisząca w powietrzu, podparta wąskim ramieniem, budzi jakieś zakłopotanie”.
(Jerzy Putrament, „Odrodzenie”)
(źródło zdjęcia: PAP CAF).
Król Zygmunt wrócił na plac Zamkowy 22 lipca 1949 roku, w dniu otwarcia Trasy W-Z. Stanął na tle ruin Starego Miasta jako symbol odradzającej się stolicy. Projekt odbudowy kolumny opracował Stanisław Żaryn. Brakujące elementy przygotował warszawski zakład Braci Łopieńskich według projektu rzeźbiarza Józefa Gazego. Prace kamieniarskie wykonała firma Juliana Fedorowicza.
Kolumnę, na której dziś stoi król Zygmunt, wykonano z granitu strzegomskiego. Jej dwie poprzedniczki leżą pod murami Zamku Królewskiego.
Pierwszy trzon kolumny Zygmunta.
Drugi trzon kolumny Zygmunta.
Materiał na trzecią kolumnę
(zdjęcie z kolekcji M. Tuszyńskiego. Odbitka Wojskowej Agencji Fotograficznej).
Spacer po Starym i Nowym Mieście
Skoro wiemy już, jak odbudowywano Starówkę, możemy ruszyć na spacer i docenić trud profesora Jana Zachwatowicza, jego współpracowników i tysięcy bezimiennych murarzy. Rozpoczniemy go na placu Zamkowym, przejdziemy moimi ulubionymi ulicami Starego i Nowego Miasta, zatrzymamy się na chwilę na obu rynkach i pójdziemy do kościoła pw. świętej Anny przy Krakowskim Przedmieściu, gdzie – na tarasie widokowym – zakończymy naszą wędrówkę.
Plac Zamkowy powstał na początku XIX stulecia w miejscu dawnego dziedzińca zamkowego, zwanego Przednim, i otaczających go zabudowań, między innymi bramy Krakowskiej, niegdyś głównego wjazdu do miasta od południa. Jego projektantem był Jakub Kubicki. Plac z trzech stron otoczony jest budynkami: od wschodu Zamkiem Królewskim, a od północnego zachodu – staromiejskimi kamieniczkami. Jedną z nich jest osiemnastowieczna kamienica Pod Pelikanem. Należała do królewskiego architekta Karola Fryderyka Pöppelmanna. W czasie drugiej wojny światowej kamienica została całkowicie zniszczona. Podczas odbudowy przywrócono jej osiemnastowieczny wygląd. Odtworzono też zdobiącą jej narożnik rzeźbę pelikana oraz typowy dla warszawskich kamienic drewniany daszek.
Kamienica Pod Pelikanem. W głębi kościół pw. świętego Marcina przy ulicy Piwnej.
Ze wspomnianej bramy Krakowskiej przetrwał do naszych czasów niewielki fragment – ceglany most gotycki. Zbudowano go zapewne pod koniec XV albo na początku XVI wieku nad fosą. Nad nim wznosił się budynek przedbramia. Budynki składające się na bramę rozebrano w 1808 roku, a most zasypano. Odkryto go podczas prac wykopaliskowych pod koniec lat 70. XX wieku.
Most gotycki.
Dorożki – nieodłączny element placu Zamkowego. Tam czekają na turystów.
Przejdźmy w kierunku Bacciarellówki, czyli zamkowej dobudówki, w której w XVIII wieku mieściła się szkoła malarska prowadzona przez Marcella Bacciarellego. Dziś jest w niej Pałac Ślubów. Skręćmy w lewo. Przed nami jeden z mostków łączących Zamek Królewski z katedrą pw. świętego Jana Chrzciciela. Te wiszące przejścia powstały po nieudanym zamachu na króla Zygmunta III dokonanym w 1620 roku przez Michała Piekarskiego w kruchcie kościoła. Zamachowca skazano na śmierć, ale przed wykonaniem wyroku poddano go torturom. Cierpiąc, gadał od rzeczy, i stąd wzięło się powiedzenie: „Plecie jak Piekarski na mękach”.
Dochodzimy do ulicy Kanonia, która ma nietypowy kształt – to niewielki trójkątny placyk na tyłach katedry świętego Jana, powstały na miejscu cmentarza kościelnego. Nazwa ulicy pochodzi od stojących wokół domów, od XV stulecia zamieszkanych przez księży kanoników. Na początku XVIII wieku w domach pod numerami 6 i 8 Stanisław Staszic utworzył pierwszą siedzibę Towarzystwa Przyjaciół Nauk. W drugim z domów w latach 1910–1925 mieszkał Artur Oppman, znany pod pseudonimem Or-Ot, który spisał wiele warszawskich legend.
Pośrodku placu stoi siedemnastowieczny spiżowy dzwon, który nigdy nie zawisł w żadnej kościelnej wieży. W 1646 roku odlał go Daniel Tym, twórca odlewu figury króla Zygmunta, stojącej na kolumnie na placu Zamkowym. Dzwon przynosi szczęście każdemu, kto obejdzie go trzy razy.
Przy ulicy Kanonia stoi też najwęższy na Starym Mieście dom. Od strony placyku ma zaledwie jedno okno, ale od Wisły jest znacznie szerszy. Tak sprytnie zbudował go kamienicznik, by uniknąć płacenia wysokiego podatku gruntowego, naliczanego od szerokości fasady.
W sąsiedniej kamienicy, przy ulicy Kanonia 20/22, mieści się Izba Pamięci Generała Kuklińskiego dokumentująca jego działalność.
Skręcamy w ulicę Jezuicką i dochodzimy do Rynku Starego Miasta. Zwiedzimy go póżniej, teraz wejdziemy w ulicę Celną. Nie będziemy iść długo, bo to chyba najkrótsza ulica Starego Miasta – ma około pięćdziesięciu metrów. Wytyczono ją w XIII stuleciu. Przez kilka wieków ulicę Celną zamykała gotycka brama Gnojna, prowadząca na Gnojną Górę.
Kamienica z wykuszem przy ulicy Celnej.
Dziś Gnojna Góra, z której roztacza się widok na dolinę Wisły i Pragę, to ulubione miejsce zakochanych. Na balustradzie tarasu widokowego przypinają kłódki symbolizujące wieczną miłość.
Widok z Gnojnej Góry na budynki przy ulicy Brzozowej.
Początki góry są jednak mniej romantyczne. Gnojna Góra zawdzięcza swoją nazwę funkcji, jaką przez blisko czterysta lat pełniła – była wysypiskiem śmieci, na które zwożono wszelkie miejskie nieczystości. Po górze ganiały się stada szczurów, a nad wszystkim unosił się nieznośny fetor. Można sobie wyobrazić, jak okropne było to miejsce. A tuż obok stał (i stoi) Zamek Królewski.
Wysypisko pełniło też funkcje lecznicze. Zakopywano w nim po szyję ludzi chorych na syfilis, wierząc, że w ten sposób odzyskają zdrowie. Pod koniec XVII wieku góra śmieci zaczęła zagrażać budynkom znajdującym się u jej podnóża. Właściciele posesji przy sąsiednich ulicach skarżyli się na unoszące się wokół trujące opary. Kilka razy podejmowano więc próby zamknięcia wysypiska, lecz wszystkie kończyły się niepowodzeniem. W rezultacie funkcjonowało aż do 1844 roku. Po jego zamknięciu górę obłożono ziemią.
W latach 20. XX wieku na Gnojnej Górze wzniesiono ogromny zespół budynków mieszkalnych Pocztowej Kasy Oszczędności, konkurujący wielkością i wyglądem z Zamkiem Królewskim. Budynki, zniszczone w 1944 roku, nie zostały odbudowane.
Na tarasie widokowym w 1972 roku ustawiono posąg Siłacza
wykonany w 1908 roku Stanisława Czarnowskiego.
Po zamknięciu wysypiska bramę Gnojną wyburzono. Pozostały jej fragmenty, które wykorzystano podczas budowy kamienicy Burbachów. Dziś, zrekonstruowane podczas powojennej odbudowy, można oglądać na rogu ulic Celnej i Brzozowej.
Brzozowa to moja ulubiona ulica na Starym Mieście. Nie może poszczycić się wieloma zdobieniami i pewnie dlatego rzadko zaglądają tu turyści, ale dzięki temu jest cicha i spokojna. Jej nazwa, oficjalnie nadana w 1770 roku, najprawdopodobniej pochodzi od brzóz rosnących na cmentarzu szpitala świętego Łazarza, stojącym kiedyś u zbiegu ulic Brzozowej i Mostowej.
Wcześniej ulicę Brzozową nazywano Podwalna i Między Spichlerzami, co wiązało się z jej położeniem (leżała pod murami obronnymi miasta) i zabudową. Z jednej strony ulicy stały kamienice, z drugiej – tej od Wisły – drewniane dworki i spichlerze, w których przechowywano zboże.
W XVIII wieku w związku z przesunięciem koryta Wisły na wschód spichlerze nie mogły już pełnić swoich funkcji, dlatego przekształcano je w budynki mieszkalne. Jednym z nich był dom dla profesorów Uniwersytetu Warszawskiego, w latach międzywojennych przebudowany ze spichlerza Baltazara Strubicza.
W kamienicy przy Brzozowej 11/13 mieści się Centrum Interpretacji Zabytku. Powinien odwiedzić je każdy, kto interesuje się historią Warszawy, jej zniszczeniem w latach drugiej wojny światowej i powojenną odbudową. Centrum jest nową placówką, zostało udostępnione zwiedzającym w styczniu 2013 roku, ale koncepcja jego powstania zrodziła się kilka lat wcześniej jako jeden z elementów projektu Renowacja i adaptacja na cele kulturalne piwnic staromiejskich Warszawy na obszarze wpisu na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Zanim przystąpiono do renowacji piwnic, przeprowadzono badania archeologiczne, które odsłoniły fundamenty murów miejskich z XIV wieku, dwa stulecia później włączone w powiększającą się zabudowę Starówki. Postanowiono pokazać je zwiedzającym i dziś stanowią część ekspozycji Centrum Interpretacji Zabytku. Oprócz nich obejrzeć można wiele zdjęć z odbudowy Warszawy (niektóre zamieściłam w tekście) i filmów, a także poczytać o profesorze Janie Zachwatowiczu i pracownikach BOS-u.
W latach międzywojennych i podczas okupacji na Brzozowej mieszkały Pola Gojawiczyńska i Monika Żeromska, która w drugim tomie swoich Wspomnień opisała wojenne losy ulicy i całego Starego Miasta.
Widok z Brzozowej na niebieską kamienicę przy ulicy Mostowej i kopułę kościoła pw. świętego Kazimierza na Rynku Nowego Miasta.
Ulicę Brzozową przecinają Kamienne Schodki, najbardziej malownicza uliczka Starego Miasta. Biegną w dół od ulicy Krzywe Koło aż do ulicy Bugaj. Niegdyś po Kamiennych Schodkach noszono wodę z Wisły. Korzystano z nieistniejącej już furty rybackiej w baszcie Białej.
„Kamienne Schodki. Można na nie patrzeć tylko z daleka.
Ogromne kwatery lejów zamknęły uliczkę.
Ściana z prawej strony, kopnięta wybuchem, pochyliła się niemal do przeciwległego domu i zastygła w połowie drogi; ale nie runęła”.
(Jerzy Putrament „Odrodzenie”).
Ulicą Brzozową dochodzimy do Mostowej, najbardziej stromej i najbardziej kolorowej ulicy Nowego Miasta. Ulica Mostowa mogłaby zmienić nazwę na błękitną, w takiej bowiem tonacji jest większość stojących przy niej kamienic. Na jednej z nich jest para zakochanych: chłopiec grający serenadę i zasłuchana dziewczyna z różą. Niedaleko stoi kamienica niemal całkowicie pokryta niebieską mozaiką przedstawiającą młodych ludzi, którzy gimnastykują się, rozmawiają i tańczą. Inną kamienicę zdobi fryz z łodziami, nawiązujący do sąsiedniej ulicy Rybaki.
Zakochana para z Mostowej.
http://www.polskanapiechote.waw.pl/8-podroze/131-pojde-na-stare-miasto-odbudowa-warszawskiej-starowki#sigProId166e92364a
Ulica Mostowa przez stulecia prowadziła do przystani i przeprawy przez Wisłę. Duży budynek po prawej stronie to Stara Prochownia. Pierwotnie była to baszta chroniąca wjazdu na drewniany, długi na pół kilometra most spinający brzegi rzeki. Został zbudowany w połowie XVI stulecia z inicjatywy króla Zygmunta Augusta i jego siostry Anny Jagiellonki. Most nie stał długo, bo na początku XVII wieku zniosły go kry wiślane, ale nazwa ulicy – Mostowa – pozostała do dziś. Kilkanaście lat później basztę przebudowano na magazyn prochu strzelniczego, a w XVIII wieku na więzienie zwane „Domem poprawy”. Przebywała w nim słynna intrygantka Maria Dogrumowa aresztowana za to, że fałszywie oskarżyła kamerdynera króla Stanisława Augsta o plany otrucia księcia Adama Czartoryskiego. Dziś budynek jest siedzibą Stołecznego Centrum Edukacji Kulturalnej i nosi nazwę Stara Prochownia.
W roku 1655 zabudowa ulicy Mostowej została całkowicie spalona przez Szwedów, ale kilkanaście lat później prawie wszystkie domy odbudowano. Wśród mieszkańców przeważali rzemieślnicy, kupcy, służba, nieliczni urzędnicy sądowi i policyjni zatrudnieni w więzieniu w baszcie Mostowej oraz złodzieje, sutenerzy i prostytutki. Wzdłuż ulicy stawiano liczne knajpy, szynki i garkuchnie.
Mostowa jak przed laty.
W czasie powstania warszawskiego domy przy Mostowej zostały spalone. Budynki po stronie parzystej zrekonstruowano w latach pięćdziesiątych. Po stronie nieparzystej nie odbudowano kamienic na dole ulicy, co otworzyło widok na mury obronne. Siedzą na nich dwa smętki – Wars i Sawa.
Wchodzimy w ulicę Starą i docieramy na Rynek Nowego Miasta. To jedno z moich ulubionych miejsc w Warszawie. Leży na uboczu turystycznych szlaków i dzięki temu jest mniej zatłoczone.
Na Rynku Nowego Miasta.
Na przełomie XIV i XV stulecia do Warszawy przybywali ludzie szukający pracy i miejsca do życia. Ciasne staromiejskie kamieniczki nie mogły ich pomieścić. Stopniowo, poza murami otaczającymi Stare Miasto, wzdłuż drogi biegnącej do leżącego nad brzegiem Wisły Zakroczymia, zaczęto budować domy dla nowo przybyłych. Byli wśród nich rzemieślnicy, flisacy i kramarze. Na początku XV stulecia na mocy przywileju księcia mazowieckiego Janusza I Starego osada przekształciła się w odrębny organizm miejski z własnym samorządem. Na rynku, dwukrotnie większym niż staromiejski, stanęły ratusz, fara i kilka świątyń z klasztorami. Niezależność Nowe Miasto utraciło po uchwaleniu Konstytucji 3 maja w 1791 roku. Zostało wówczas włączone do zespołu miejskiego Warszawy.
Ratusz stał na nowomiejskim rynku do 1818 roku.
Dziś rynek jest pusty, jedynie w pobliżu ulicy Freta stoi urokliwa dziewiętnastowieczna żeliwna studnia.
Trafiła tu w 1957 roku.
Wcześniej stała na Krakowskim Przedmieściu i służyła do pojenia koni dorożkarskich.
Po wojnie dodano do niej herb Nowego Miasta przedstawiający pannę z jednorożcem.
W roku 1944 wszystkie budynki stojące przy pierzei północnej i południowej zostały zburzone. Wojnę przetrwała jedynie wypalona strona wschodnia z kościołem i klasztorem sakramentek i tylko ona ma dziś zabytkowy charakter. Ale i tu nie odbudowano, mimo poczynionych starań, najbardziej okazałego budynku Nowego Miasta – pałacu Kotowskich, przed wojną będącego częścią budynków klasztornych.
W przypadku pozostałych pierzei Rynku Nowego Miasta trudno w ogóle mówić o rekonstrukcji, bo tworzące je dziś kamienice nie przypominają oryginalnych. Prace nad ich odbudową i dekoracją trwały do 1960 roku. Zespołem architektów, w zasadzie tych samych co na Starym Mieście, kierował Stanisław Brukalski, jednak szybkość prac i dbałość o wykonanie nie były takie same. Rynek nowomiejski oddano do użytku 22 lipca 1954 roku. Niestety nie przypadł do gustu znawcom sztuki. Nie podobały im się intensywne kolory kamienic i nadmiar fantazji przy ich dekorowaniu.
Na zdjęciu po prawej stronie widać osiemnastowieczną kamienicę Kajetana Jurkowskiego.
Jako jedyna na Nowym Mieście przetrwała wojnę w stanie nienaruszonym.
Po wojnie pomalowano ją na karminowy kolor i ozdobiono freskami.
Polichromie na nowomiejskim rynku utrzymane są w pogodnych barwach. Nad dawnym kinem Wars (dziś teatrem WARS-awy) biegnie kolorowy pas zapełniony postaciami – aktorami komedii dell'arte.
Na kamienicy po przeciwnej stronie rynku, niczym w bajce, białe konie ciągną starodawne powozy.
Białe konie na kamienicy i przed kamienicą…
Nad wejściami do budynków umieszczono reliefy z wizerunkami zwierząt, między innymi dzika, lisa, łabędzia, kota, koguta i niedźwiedzia.
Sporych rozmiarów niedźwiedzie siedzą też przed kamienicami południowej pierzei rynku.
A tu dekoracja z nieco innej bajki...
Rynek Nowego Miasta może nie podobać się historykom, architektom i znawcom sztuki twierdzącym, że to tylko historyczna makieta, ale ja uważam ten skrawek Warszawy za jeden z najbardziej urokliwych.
Ozdobą Rynku Nowego Miasta jest jedna z najpiękniejszych warszawskich świątyń – barokowy kościół pw. świętego Kazimierza. Przylega do niego klasztor sióstr sakramentek sprowadzonych do Polski z Francji przez królową Marię Kazimierę Sobieską, by modlitwą dziękowały za zwycięstwo króla małżonka nad Turkami pod Wiedniem. Wybudowany na potrzeby zakonnic kościół miał być też kaplicą grobową rodziny Sobieskich. Budową świątyni zajął się Tylman z Gameren, a nadzorował ją nadworny architekt króla, Augustyn Locci. Kościół stanął w 1692 roku.
W czasie drugiej wojny światowej został zniszczony. Przypomina o tym zdjęcie w nawie bocznej.
Barokowy klasztor, zaprojektowany przez Antonia Solariego, wzniesiono w 1740 roku. Jego fundatorem była rodzina Radziwiłłów. Przez lata zakonnice prowadziły pensję dla panien z zamożnych rodzin. Były wśród nich dwie pisarki: Eliza Pawłowska, późniejsza Orzeszkowa, i Maria Wasiłowska, po mężu Konopnicka. Oprócz panien dobrze urodzonych do klasztoru trafiały też mężatki szukające ukojenia podczas małżeńskich zawirowań. Jedną z nich była córka Izabeli Czartoryskiej, Maria Wirtemberska. W czasie drugiej wojny światowej zespół klasztorny zamienił się w gruzy. Odbudowano go w latach 1945–1952 według projektu Marii Zachwatowicz i Ireny Michaeli Walickiej, zakonnicy klasztoru sakramentek.
Kościół i klasztor sakramentek w 1945 roku i obecnie (źródło zdjęcia archiwalnego: Zbyszko Siemaszko/Forum).
Za kościołem świętego Kazimierza kryje się również barokowy, lecz znacznie skromniejszy kościół pw. świętego Benona. Szczególnie pięknie prezentuje się wiosną, gdy kwitną drzewa rosnące poniżej świątyni na wiślanej skarpie.
Budowę kościoła rozpoczęto w pierwszej połowie XVII wieku z inicjatywy Bractwa świętego Benona. Świątynia służyła konfraterni, czyli zrzeszeniu rzemieślników narodowości niemieckiej. Pod koniec XVIII wieku kościół przejęli redemptoryści. Otrzymali go w darze od króla Stanisława Augusta. Przy kościele działały szkoła i szpital-przytułek dla sierot. Chłopców uczono rzemiosła, a dziewczynki – gospodarstwa domowego.
Bracia pracowali pod kierunkiem przybyłego z Rzymu świętego Klemensa Dworzaka. Nie zagrzali jednak długo miejsca w stolicy. W roku 1808 zostali niesłusznie posądzeni o szpiegostwo na rzecz Austrii i usunięci z Warszawy. W opuszczonym budynku kościelnym zorganizowano cerkiew, koszary, szkołę, magazyn wojskowy, mieszkania, a w końcu fabrykę Instrumentów Chirurgicznych i Narzędzi Ostrych S. Gerlacha. W 1938 roku budynek wykupiła Maria Biernacka i przekazała go kurii warszawskiej. Podczas powstania warszawskiego kościół został zniszczony. Zburzoną świątynię znów przejęli redemptoryści i odbudowali w 1958 roku.
Nowe Miasto może poszczycić się też jedną z najstarszych i najładniej położonych warszawskich świątyń. To gotycki murowany kościół pw. Nawiedzenia Najświętszej Marii Panny, ufundowany przez księcia Janusza I i jego żonę Annę, córkę księcia litewskiego Kiejstuta.
Wzniesiono go w 1411 roku na wiślanej skarpie, w miejscu, gdzie wcześniej była pogańska świątynia. Służył rybakom i rzemieślnikom. Przy kościele działały przytułek, szpital i szkoła.
Początkowo kościół był jednonawowy. Pod koniec XV wieku dzięki księciu mazowieckiemu Bolesławowi V powiększył się o dwie nawy boczne. W następnym stuleciu obok kościoła stanęła późnogotycka dzwonnica. Pełniła nie tylko funkcje sakralne. W XVII wieku służyła straży pożarnej.
Kościół wielokrotnie przebudowywano, zgodnie z panującymi w architekturze modami. W XVII stuleciu dodano do niego elementy barokowe, a w połowie XIX wieku – neogotyckie. Próbowano nawet go postarzyć, nadając mu cechy budowli romańskiej. Ostatnia przedwojenna przebudowa, pod kierunkiem Józefa Piusa Dziekońskiego i Stefana Szyllera, przywróciła mu wygląd gotycki. Kościół został zniszczony podczas powstania warszawskiego. Odbudowano go w stylu gotyckim, co było możliwe dzięki obrazom, między innymi Canaletta, na których został uwieczniony.
Aż do końca XVIII wieku na terenie przykościelnym był cmentarz. Dziś po nagrobkach nie ma śladu. Przed świątynią stoi natomiast figurka Matki Bożej z 1870 roku oraz pomnik Waleriana Łukasińskiego, który mieszkał niedaleko kościoła.
Tuż obok świątyni jest taras, z którego roztacza się widok na Wisłę, praski brzeg i fontanny multimedialne. Na dół można zejść po drewnianych schodkach. Pierwsze zbudowano w połowie XIX wieku. Od czerwca 2014 roku na Wisłę spogląda nasza noblistka, Maria Skłodowska-Curie. Jej pomnik zawdzięczamy Stowarzyszeniu Członków Legii Honorowej i francuskim przedsiębiorcom.
Kościół pw. Nawiedzenia Najświętszej Marii Panny stoi przy ulicy Kościelnej, wytyczonej już w XV wieku.
Pierwotnie wzdłuż ulicy budowano drewniane domy. Dopiero w pierwszej połowie XVIII wieku zaczęto zastępować je murowanymi kamieniczkami i bardziej wystawnymi budynkami, jak pałac Mokronowskich czy pałac Teofili Dunin-Brzezińskiej. Podczas powstania warszawskiego wszystkie budynki stające wzdłuż ulicy Kościelnej zostały zburzone. Odbudowano je i przyozdobiono polichromią w radosnych kolorach.
Ulica Kościelna łączy dwie świątynie. Pierwsza to wspomniany kościół pw. Nawiedzenia Najświętszej Marii Panny, druga to kościół franciszkanów pw. Stygmatów świętego Franciszka Serafickiego. Franciszkanie przybyli do Warszawy w połowie XVII wieku. Po kilku latach przystąpili do budowy świątyni, która trwała ponad pół wieku. W późniejszych latach szczęście bardziej jej sprzyjało. Przetrwała drugą wojnę światową w dość dobrym, w porównaniu z innymi kościołami, stanie. Zachowało się barokowe wyposażenie: ambona, ołtarze boczne, epitafia, osiemnasto- i dziewiętnastowieczne obrazy, konfesjonały i organy. 21 stycznia 1945 roku w ołtarzu bocznym poświęconym świętemu Antoniemu Padewskiemu franciszkanie odprawili pierwszą po wojnie mszę świętą w lewobrzeżnej Warszawie.
Na Rynek Starego Miasta wrócimy ulicą Freta. W XIV wieku przed północną bramą strzegącą wjazdu do miasta powstał podłużny plac, wokół którego zaczęto stawiać budynki. Nazwano go Freta. Pochodzenie tej nazwy nie jest do końca jasne. Według jednych źródeł wywodzi się ze średniowiecznej łaciny i znaczy ugór nowomiejski (Fretha Novae Civitatis), według drugich pochodzi od średniowiecznej formy niemieckiego wyrazu Freiheit, oznaczającego wolną przestrzeń przed bramą.
Róg Freta i Świętojerskiej.
W XVI i XVII stuleciu wokół placu oprócz domów mieszkalnych stały kramy, browary, pracownie i warsztaty malarskie, złotnicze, sukiennicze i tkackie. Z biegiem lat ich miejsce zajęły sklepy modystek oraz wytwórnie kwiatów i słomkowych kapeluszy. W czasach zaborów ulica Freta, podobnie jak przecinająca ją Mostowa, została opanowana przez panie lekkich obyczajów, a także – dla kontrastu – przez pracowników sądów ulokowanych w oficynie pałacu Krasińskich. Na początku XX wieku na Freta zamieszkała ludność żydowska. W roku 1940 budynki po nieparzystej stronie ulicy znalazły się w granicach getta, w następnym roku Niemcy rozszerzyli je na całe Nowe Miasto.
Ulica Freta w 1951 roku (źródło: Zbyszko Siemaszko/Forum).
Drugą wojnę światową przetrwały mury nielicznych budynków przy ulicy Freta. Kamienice odbudowano w latach 1950–1955, nadając im wygląd, jaki miały w czasach stanisławowskich.
Jednym z ciekawszych domów jest kamienica Pod Madonną.
Przed wojną zdobił ją medalion z wizerunkiem Najświętszej Marii Panny.
Teraz jest na nim kobieta z książką, przypuszczalnie alegoria Wiedzy.
Przy ulicy Freta 16 działa jedyne na świecie muzeum poświęcone Marii Skłodowskiej-Curie. Mieści się w kamienicy wzniesionej w latach 1782–1787 dla jednego z warszawskich bankierów, Macieja Łyszkiewicza, według projektu Szymona Bogumiła Zuga. W połowie XIX wieku w budynku była pensja dla dziewcząt. Jej przełożoną została matka przyszłej noblistki. Państwo Skłodowscy mieszkali w oficynie budynku. Tu też, 7 listopada 1867 roku, urodziła się Maria. W latach 30. XX wieku na kamienicy pojawiła się poświęcona jej tablica pamiątkowa.
Mural na kamienicy przy ulicy Freta. Kto znajdzie go na drugim zdjęciu?
Przy ulicy Freta stoi należący do dominikanów kościół pw. świętego Jacka. Na początku XVII wieku, gdy w architekturze triumfy święcił barok, dominikanie rozpoczęli wznoszenie gotyckiego kościoła. Powrót do gotyku zapewne miał przekonywać o wielowiekowej tradycji zakonu, który w stolicy był od niedawna i chyba nie czuł się zbyt pewnie. Budowę przerwała szalejąca zaraza. Nieliczni pozostali przy życiu zakonnicy spowiadali i udzielali komunii przez otwory wywiercone w drzwiach. Kościół stanął w 1639 roku, obok niego wyrósł największy w Warszawie klasztor.
W czasie drugiej wojny światowej kościół dominikanów został zniszczony. Wojenną pamiątką jest ogromny siedemnastowieczny grobowiec wojewodziny podlaskiej Katarzyny Ossolińskiej, który wyglada tak, jak wtedy gdy wydobyto go spod gruzów. Grobowiec został ufundowany przez męża Katarzyny, Jana Zbigniewa Ossolińskiego, i uchodził za nowobogacki. Katarzyna była ponoć „białogłową lekkiej natury”, ale dość majętną. Ossoliński przymknął oko na ekscesy żony, bo był na dorobku.
Niedaleko kościoła dominikanów, przy zbiegu ulic Długiej i Nowomiejskiej, wznosi się kościół pw. Świętego Ducha należący do zakonu paulinów (. Pierwszy, drewniany kościółek stał tu już w XIV stuleciu. Spłonął podczas potopu szwedzkiego w 1655 roku. Miasto nie miało funduszy na jego odbudowę, dlatego król Jan Kazimierz sprowadził do Warszawy paulinów, wsławionych obroną Częstochowy, i ofiarował im pogorzelisko. Paulini postawili na nim wielką murowaną świątynię i równie imponujący klasztor. Oba budynki zostały włączone do systemu obronnego Warszawy. Dziś kościół znany jest głównie jako miejsce, z którego co roku 6 sierpnia wyruszają piesze pielgrzymki do Częstochowy. Pierwsza odbyła się w 1711 roku.
Ulica Freta. W głębi kościół pw. Świętego Ducha.
Do kościelnego muru przytulił się najmniejszy domek w Warszawie, ma zaledwie kilka metrów kwadratowych. Zbudowano go pod koniec XVIII wieku na najmniejszej w stolicy posesji z własnym numerem hipotecznym. Dziś mieści się w nim kiosk.
Doszliśmy do Barbakanu, najmłodszego elementu murów miejskich. Zbudował go Jan Baptysta Wenecjanin w połowie XVI stulecia, by chronił bramę Nowomiejską. Barbakan to ogromna budowla obronna w formie bastei wzmocnionej czterema półkolistymi basztami. Z dawnych czasów ocalała tylko jego część północna jako zewnętrzna ściana kamienicy. Po drugiej wojnie światowej Barbakan zrekonstruowano, ale bez szyi i bramy Nowomiejskiej. Ich miejsce zaznaczono niskim murem i innym kolorem chodnika.
Rekonstrukcja Barbakanu (źródło: NAC).
Warszawa jest jedną z niewielu europejskich stolic, które mogą pochwalić się dobrze zachowanymi fragmentami dawnych murów miejskich. Obwarowania zaczęto budować w połowie XIV stulecia i kontynuowano przez dwa wieki. Mury opasywały Stare Miasto podwójnym pierścieniem. Wzmacniały je wieże i baszty, a wjazdu strzegły dwie bramy: od południa Krakowska, a od północy – Nowomiejska z Barbakanem. Z biegiem lat obwarowania były coraz mniej potrzebne. Wiele ich fragmentów posłużyło jako zewnętrzne mury kamienic. W latach 30. XX wieku rozpoczęto akcję odsłaniania zachowanych murów. Kontynuowano ją po drugiej wojnie światowej. Dziś między zewnętrzną i wewnętrzną linią obwarowań można pospacerować, a z murów popatrzeć na staro- i nowomiejskie kamieniczki i kościoły.
http://www.polskanapiechote.waw.pl/8-podroze/131-pojde-na-stare-miasto-odbudowa-warszawskiej-starowki#sigProId934d8d6101
Doszliśmy do Rynku Starego Miasta. Do końca XVIII wieku był najważniejszym placem Warszawy. To na nim skupiało się życie miasta. Tu odbywały się jarmarki i uroczystości. Tutaj wykonywano wyroki. Pośrodku rynku stały ratusz, budynek wagi miejskiej i kramy. Wokół swe domy wznosili najzamożniejsi mieszkańcy stolicy.
Na rynku, w połączonych kamienicach pierzei Dekerta, jest Muzeum Warszawy. Utworzono je jeszcze przed wojną. Mimo że wszystkie zajmowane przez nie kamienice przetrwały w stosunkowo dobrym stanie, zbiory przepadły.
Odbudowane muzeum gromadzi eksponaty związane z dziejami stolicy, prezentowane w kilkunastu gabinetach: archeologicznym, warszawskich syren, warszawskich pomników, suwenirów i pocztówek, widoków Warszawy, portretów, warszawskich sreber, platerów i brązów, detali architektonicznych, fotografii, ubiorów, relikwii, map, planów i kilku innych „Rzeczy warszawskich” (to tytuł wystawy głównej). Przyznam, że zwiedzanie tych gabinetów jest dość nużące. Kiedyś układ eksponatów był inny – meble, obrazy, przedmioty użytkowe zapełniały mieszczańskie wnętrza i warsztaty rzemieślnicze z różnych epok. Tak chyba było ciekawiej.
Widok na staromiejski rynek z ostatniego piętra Muzeum Warszawy.
W kilku kamienicach po stronie Barssa mieści się Muzeum Literatury im. Adama Mickiewicza, które zajmuje się przede wszystkim dokumentacją twórczości romantycznego wieszcza, ale też innych twórców: Juliana Tuwima, Leopolda Staffa, Melchiora Wańkowicza i Kazimierza Wierzyńskiego.
Siedziba Muzeum Literatury.
Najbardziej znanym pomnikiem na staromiejskim rynku jest Syrenka. Jej postać widnieje na najstarszych wyobrażeniach herbu Warszawy z XIV wieku. Wygląd Syrenki znacznie różnił się od dzisiejszego. Była dziwadłem o smoczych cechach w dodatku zaopatrzonym w ptasie łapy i skrzydła. Z biegiem lat Syrenka piękniała. Jako ponętną – mimo rybiego ogona – kobitkę przedstawił ją Konstanty Hegel, twórca jej pomnika. Po rozebraniu ratusza pośrodku rynku zbudowano wodotrysk. Od roku 1855 Syrenka, jako istota wodna, była jego najważniejszym elementem.
Syrenka. Widok na stronę Barssa i Zakrzewskiego.
Po zlikwidowaniu fontanny w 1927 roku Syrenka zaczęła wędrować po Warszawie. Najpierw trafiła do klubu sportowego na Solcu, potem do Parku Kultury na Powiślu. Na Stare Miasto wróciła w 1972 roku. Początkowo ustawiono ją na pozostałościach wieży Marszałkowskiej. Tam jednak padała ofiarą wandali, więc przeniesiono ją na dawne miejsce na staromiejskim rynku.
Syrenka. Widok na stronę Kołłątaja i Dekerta.
Z Rynku Starego Miasta wybiegają wąskie, urokliwe uliczki. Jedną z ciekawszych jest ulica Krzywe Koło. To przy niej znajduje się najstarszy murowany dom mieszkalny Warszawy. Wybudowano go w 1350 roku i chociaż był on wielokrotnie przybudowywany, a w czasie drugiej wojny światowej poważnie uszkodzony, to piwnice są oryginalne. W dobrym stanie wojnę przetrwała kamienica pod numerem 7. To najlepiej zachowany gotycki budynek w Warszawie.
Przy ulicy Krzywe Koło mieści się Instytut Słowacki.
Na rogu rynku i ulicy Wąski Dunaj stoi kamienica Pod świętą Anną, zwana niekiedy kamienicą książąt mazowieckich. Wzniesiono ją w XV stuleciu i do dziś ma wiele elementów świadczących o jej sędziwym wieku: od strony ulicy Wąski Dunaj jest gotycka ściana z ostrołukowymi wnękami, w narożniku budynku stoi figura świętej Anny Samotrzeć, a w sieni zachowały się dwa późnogotyckie portale.
Kamienica Pod świętą Anną.
Kamienica była wielokrotnie przebudowywana i wiele razy zmieniała właścicieli. W XVIII wieku mieściła się w niej słynna francuska restauracja Quellusa. Na początku XX wielu zorganizowano zbiórkę społeczną, budynek wykupiono i przekazano go Towarzystwu Miłośników Historii. W czasie wojny wnętrza kamienicy zostały zniszczone, ale ocalały elewacje, piwnice i niektóre sale na parterze. Dziś w kamienicy Pod świętą Anną swoją siedzibę mają Polskie Towarzystwo Historyczne oraz Instytut Historii Polskiej Akademii Nauk.
Ulica Wąski Dunaj.
Wspomniana ulica Wąski Dunaj łączy rynek z murami miejskimi. Niewielki placyk po jej prawej stronie to Szeroki Dunaj. Oba Dunaje zawdzięczają swoją nazwę strumieniowi Dunaj, który nieopodal zaczynał swój bieg. W wiekach średnich okolice Wąskiego Dunaju zamieszkiwali Żydzi. Mieli tam nawet murowaną synagogę. Od XVII stulecia na Szerokim Dunaju był targ rybny. Dwa wieki później ryby ustąpiły miejsca kwiatom i warzywom. Były tam też jatki, od których nazwę wzięła znajdująca się w murze brama Rzeźnicza.
Ulica Wąski Dunaj.
Przy Szerokim Dunaju mieszkali szewcy, między innymi przywódca warszawskich mieszczan podczas insurekcji kościuszkowskiej Jan Kiliński, który był właścicielem domu pod numerem 5. W kamienicy Szewców, przy ulicy Wąski Dunaj 10 (wejście od Szerokiego Dunaju), mieści się niewielkie Muzeum Cechu Rzemiosł Skórzanych im. Jana Kilińskiego. Gromadzi wyroby ze skóry, elementy wyposażenia dawnych warsztatów rymarskich i szewskich oraz pamiątki po swoim patronie.
Szyld Muzeum Cechu Rzemiosł Skórzanych im. Jana Kilińskiego.
Pisząc o ulicy Kanonia, wspominałam o Piekarskim, „który plótł na mękach”. U zbiegu ulic Piekarskiej i Rycerskiej, przy której mieszkała Michalina Wisłocka, był kiedyś placyk zwany Piekiełkiem. W XVI i XVII stuleciu wykonywano tam egzekucje: palono czarownice i trucicielki, a także stracono nieszczęsnego Piekarskiego. Nazwa ulicy nie pochodzi od jego nazwiska, lecz od zamieszkujących ją niegdyś piekarzy i młynarzy. Murowanymi kamienicami zabudowano ją dopiero w XVIII wieku. Wtedy też wyburzono część murów obronnych i przebito połączenie z Podwalem. U wylotu ulicy Piekarskiej na Podwale stoi pomnik Jana Kilińskiego wykonany w 1935 roku przez Stanisława Jackowskiego.
Ulica Piekarska.
Pomnik Jana Kilińskego u zbiegu Piekarskiej i Podwala.
Ten sam pomnik widziany z ulicy Kapitulnej.
Przejdziemy teraz Piwną, najdłuższą ulicą Starego Miasta. To druga, po Brzozowej, moja ulubiona ulica na Starówce, ale jakże od skromnej Brzozowej różna. Została wytyczona na przełomie XIII i XIV wieku. Jej nazwa pochodzi do mieszczących się przy niej piwiarni i browarni. Zachodnią pierzeję ulicy do końca XVII wieku zabudowano murowanymi kamienicami. Wcześniejsze drewniane budynki spłonęły w pożarach, które kilkakrotnie pustoszyły ulicę. Wschodnią pierzeję utworzyły wznoszone od XV do XVII wieku tylne oficyny kamienic przy biegnącej równolegle do Piwnej ulicy Świętojańskiej.
Zachodnia pierzeja ulicy Piwnej. Znacznie ciekawsza od wschodniej.
Spacerując ulicą Piwną, warto przyglądać się kamienicom, bo mnóstwo na nich zdobień.
Historia o piwie nawiązuje do nazwy ulicy.
Turek z imbrykiem do kawy i Chińczyk z filiżanką herbaty niegdyś zapraszali do kawiarni „Gwiazdeczka”.
Pięknie kute latarenki i szyldy semaforowe.
Nie brakuje płaskorzeźb.
Jeden z portali przy Piwnej.
I praca nad nim (zdjęcie zrobione w Centrum Interpetacji Zabytku).
W roku 1953 w czasie odbudowy kamienicy pod nr 6 powstał kamienny portal ozdobiony wizerunkami gołębi. Jego autorkami są rzeźbiarka Jadwiga Karwowska i architekt Halina Kosmólska. W ten sposób upamiętniły Kazimierę Majchrzak, mieszkankę Starego Miasta dokarmiającą staromiejskie gołębie. Karmiła je w latach międzywojennych, a nawet w czasie okupacji. Pod koniec powstania warszawskiego musiała opuścić Starówkę, ale wróciła już w styczniu 1945 roku. Zamieszkała wśród gruzów i nadał karmiła gołębie. Zmarła w 1947 roku, tuż po przymusowej wyprowadzce ze Starego Miasta – musiała opuścić je na czas odbudowy.
„Na progu domu stoi starsza kobieta o twarzy zmęczonej i wymiętej.
[...] stoi spokojnie przed domem i rzuca kruszyny czarnego chleba na wąską cieśninę ulicy.
I oto ze zmurszałych cegieł i porosłych chwastem kamieni sfruwają w dół gołębie”.
(Wanda Krager, fragment reportażu w piśmie „Robotnik”).
Na parterze kamienicy przy ulicy Piwnej 31/33 mieści się Muzeum Farmacji im. mgr Antoniny Leśniewskiej. Zrekonstruowane wnętrze apteki mieści zabytkowe meble, aptekarskie narzędzia i naczynia. Poznać w nim można historię leków, trucizn i narkotyków, a także losy patronki muzeum, jednej z pierwszych na świecie farmaceutek.
Ulica Piwna miała znanych mieszkańców. W latach 1966–1992 w kamienicy nr 21/23 mieszkał Tadeusz Łomnicki,
a w latach 1952–2000 w narożnej kamienicy nr 25 Bronisław Geremek.
Najstarszą budowlą ulicy Piwnej jest kościół pw. świętego Marcina. Został ufundowany w połowie XIV stulecia, a na początku XVII i w połowie XVIII wieku gruntownie przebudowany w stylu barokowym.
Azalie na dziedzińcu klasztornym.
W czasie powstania warszawskiego kościół zamienił się w gruzy. Jego barokową fasadę odbudowano, ale wnętrze zaprojektowano w zupełnie innym stylu.
Jedynym elementem dawnego wystroju jest częściowo spalony siedemnastowieczny krucyfiks. Po wojnie wydobyto go z gruzów. Głowa i ręce Zbawiciela spłonęły, zastąpiono je konturami ciała Chrystusa wykutymi w metalu. Krucyfiks odtworzono według projektu franciszkanki, siostry Almy od Ducha Świętego. Siostra Alma zaprojektowała cały wystrój świątyni. Skromny i nowoczesny, zastąpił dawny, stracony w płomieniach, barokowy przepych.
Ulice Piwną i Świętojańską łączą dwie urokliwe uliczki bez nazw. To jedna z nich.
Przy Świętojańskiej, niemal naprzeciwko kościoła świętego Marcina, stoi katedra pw. świętego Jana Chrzciciela. Została wzniesiona na przełomie XIV i XV wieku jako kościół parafialny. Tu mają swój grobowiec ostatni książęta mazowieccy, Stanisław i Janusz, a swój pomnik – marszałek Sejmu Czteroletniego Stanisław Małachowski. W podziemiach spoczywają znakomici Polacy: Henryk Sienkiewicz i Gabriel Narutowicz. Przez wieki katedra była świadkiem wielu ważnych uroczystości. To w niej odbywały się koronacje królów Stanisława Leszczyńskiego i Stanisława Augusta Poniatowskiego, tu zaprzysiężono Konstytucję 3 Maja. Tutaj też ma swoją tablicę bohaterski prezydent Warszawy z września 1939 roku – Stefan Starzyński.
Obecna fasada katedry w niczym nie przypomina przedwojennej. Odbudowano ją w duchu gotyku mazowieckiego według projektu Jana Zachwatowicza.
Zburzona katerda świętego Jana (źródło: fot. E.Falkowski, CFK Forum).
Po prawej stronie katedry biegnie wąska uliczka Dziekania. Przy niej, trochę schowane przed światem (i turystami) jest niewielkie Muzeum Archidiecezji Warszawskiej. Warto do niego zajrzeć. Zbiory to ponad dwadzieścia tysięcy eksponatów: obrazów, rzeźb, tkanin, mebli, medalionów i monet. Wszystko to dary i depozyty.
Ulica Dziekania.
Z lewej strony do katedry przylega kościół Matki Bożej Łaskawej wzniesiony na początku XVII wieku dla zakonu jezuitów. Inicjatorem jego budowy był ksiądz Piotr Skarga. Świątynia jest najwyższą budowlą Starego Miasta. W 1944 roku kościół został podpalony i wysadzony w powietrze. Odbudowano go zgodnie z jego przedwojennym wyglądem – w stylu renesansowym, a kilka lat temu pomalowano na miły dla oka różowy kolor. Kościół ma sporo wspólnego ze słoneczną Italią.
Do wnętrza prowadzą niezwykłe drzwi. Zostały wykonane z brązu w 2009 roku przez Igora Mitoraja. Przedstawiają scenę zwiastowania. W ich górnej części umieszczana została Maryja, a na obu skrzydłach – anioły. Niektórzy sądzą, że wizerunek Matki Bożej inspirowany jest antyczną rzeźbą Wenus z Milo.
Drzwi są kopią wrót, które w 2007 roku Mitoraj stworzył dla kościoła Santa Maria degli Angeli e dei Martiri (Świętej Maryi od Aniołów i Męczenników) w Rzymie, świątyni wzniesionej na terenach starożytnych term Dioklecjana przez Michała Anioła.
Przed kościołem stoi rzeźba niedźwiedzia. Kiedyś stał gdzie indziej i miał towarzystwo w postaci drugiego niedźwiedzia i lwa. Rzeźby zostały wykonane w połowie XVIII wieku dla kościoła ojców pijarów pw. świętych Pryma i Felicjana. Upamiętniały śmierć obu patronów kościoła rozszarpanych przez dzikie zwierzęta na arenie w czasach Cesarstwa Rzymskiego. Na schody prowadzące do kościoła Matki Bożej Łaskawej niedźwiedź trafił po drugiej wojnie światowej. Dwa pozostałe zwierzaki nie przetrwały powstania warszawskiego.
Z niedźwiedziem związana jest też warszawska legenda. Jest nim podobno zakochany książę Mieszko, którego odrzuciła dziewczyna. Zaklęty w kamień nieszczęśnik wciąż czeka na swoją wybrankę.
Oba kościoły – Matki Bożej Łaskawej i katedra – stoją przy ulicy Świętojańskiej. To jedna z najstarszych i najważniejszych ulic Starówki. Wytyczono ją przy lokacji miasta w 1408 roku. Była głównym szlakiem komunikacyjnym miasta, łączącym bramę Krakowską z Rynkiem Starego Miasta. Dzisiejsza nazwa ulicy, pochodząca od patrona katedry, przyjęła się dopiero na początku XVIII wieku. Wcześniej nazywana była Grodzką, Zamkową i Świętego Jana.
Pod koniec XVIII wieku Świętojańska była najludniejszą i najbogatszą ulicą Starego Miasta. Mieszkali przy niej duchowni, kupcy i złotnicy. Z biegiem czasu zastąpili ich mniej zamożni rzemieślnicy, szewcy i urzędnicy. Świętojańska biedniała.
Warszawska mieszczka zdobiąca kamienicę przy ulicy Świętojańskiej.
W czasie drugiej wojny światowej kamienice przy Świętojańskiej zamieniły się w gruzy. Odbudowano je w latach 1953–1955.
„Idąc Świętojańską, trzeba chwytać się murów, balansować, wspinać się.
Cała uliczka to jak górska perć, obramowana dwiema ścianami wypalonych na żużel murów.
[…] Ścieżka w pewnej chwili odchyla się w lewo, z prawa olbrzymie głazy przypominają, że tu stała katedra św. Jana.”
(Jerzy Putrament „Odrodzenie”)
(źródło zdjęcia: Wikipedia).
Dziś Świętojańska jest chyba najbardziej zatłoczoną ulicą Starego Miasta. Codziennie przechodzą nią setki turystów zmierzających na rynek lub wracających na plac Zamkowy. My też wracamy. Po prawej stronie, za Zamkiem Królewskim, widać kościół pw. świętej Anny. Tam zakończymy nasz spacer po Starówce.
W połowie XV stulecia do Warszawy przybyli księża franciszkanie-obserwanci, zwani w Polsce bernardynami. Sprowadziła ich kniaziówna kijowska Anna, wdowa po księciu Bolesławie III. Wkrótce z jej fundacji stanęły klasztor i kościół (w miejscu dzisiejszego prezbiterium). Patronem kościoła został święty Bernard z Sieny. Zabudowania klasztorne płonęły kilka razy. Po ostatnim pożarze w 1515 roku przystąpiono do rozbudowy kościoła. Tym razem fundatorką była Anna Radziwiłłówna, matka ostatnich książąt mazowieckich. Świątynia została ukończona w 1533 roku. W międzyczasie kościół zmienił patrona, została nim święta Anna, podobno na cześć obu fundatorek.
Po zniszczeniach dokonanych przez Szwedów podczas oblężenia Warszawy w 1656 roku kościół został odbudowany w stylu barokowym, a w latach osiemdziesiątych następnego stulecia zyskał klasycystyczną fasadę.
W roku 1864 zakon bernardynów został skasowany, a kościół stał się świątynią akademicką. Do dziś warszawscy studenci lubią brać w niej ślub, bo ponoć gwarantuje on długie i szczęśliwe małżeństwo.
W czasie powstania warszawskiego zniszczone zostały sklepienia kościoła. Ucierpiały piękne freski Walentego Żebrowskiego, ale po wojnie zostały z pietyzmem odtworzone.
Obok kościoła stoi dzwonnica zbudowana w 1583 roku z fundacji Anny Jagiellonki i przebudowana na początku XIX wieku w stylu klasycystycznym przez Piotra Aignera. Na dzwonnicy jest taras widokowy. Koniecznie musimy się na wieżę wdrapać i z tarasu popatrzeć na odbudowaną Starówkę.
Jeśli interesuje kogoś przebieg powstania warszawskiego na Starym i Nowym Mieście, to polecam artykuł: Powstanie warszawskie – oni walczyli, ja pamiętam (rozdział: Co zostało z tamtych dni).
Bibliografia
P. Biegański, Odbudowa Starego Miasta w Warszawie jako dzielnicy mieszkaniowej, [w:] Stare Miasto w Warszawie. Odbudowa, Teka Konserwatorska 1956, z. 4.
J.K. Godna wizytówka Warszawy, „Życie Śródmieścia”, wyd. specjalne, wrzesień 2020.
M. Kaczyński, K. Półtorak, A. Dylewski, Warszawa, Wydawnictwo Pascal, Bialsko-Biała 2017
J. Kamińska, Pierwszy taki wpis na świecie, „Życie Śródmieścia”, wyd. specjalne, wrzesień 2020.
H. Kowalik, Pójdę na Stare Miasto, <https://www.tygodnikprzeglad.pl/pojde-na-stare-miasto/>
M. Krasucki, Tak odradzał się miasto, „Życie Śródmieścia”, wyd. specjalne, wrzesień 2020.
J.S. Majewski, T. Urzykowski, 50. rocznica odbudowy Starego Miasta, <https://warszawa.wyborcza.pl/warszawa/1,54420,1587923.html>
M. Omilanowska, J.S. Majewski, P. Bikont, Warszawa, Wydawnictwo Wiedza i Życie, Warszawa 1996.
A. Skalimowski, J. Dzierżanowski, Warszawę trzeba było odbudować, „Życie Śródmieścia”, wyd. specjalne, wrzesień 2020.
T. Urzykowski, 60 lat warszawskiej Starówki. Dlaczego Bierut zgodził się na odbudowę? <https://warszawa.wyborcza.pl/warszawa/1,54420,14300621,60_lat_warszawskiej_Starowki__Dlaczego_Bierut_zgodzil.html.>
J. Zachwatowicz, Wstęp, [w:] Stare Miasto w Warszawie. Odbudowa, Teka Konserwatorska 1956, z. 4.
U. Zielińska-Meissner, Barwy starej Warszawy, „Krajobraz Warszawski” 2011, nr 127.
W.K., Odbudowa Zamku Królewskiego w Warszawie, „Retro” 2018, nr 1,
Styczeń 2021