Polska na piechotę

Każdy ma ulubioną książkę z dzieciństwa. Moją są Dzieci z Leszczynowej Górki autorstwa Marii Kownackiej i jej starszej siostry Zofii Malickiej. Lubiłam czytać o przygodach Ewy, Tomka, ich zwierzaków i przyjaciół. Takie zwyczajne, codzienne życie: dom, szkoła, zabawy, kłopoty i radości. Podobno książkę napisała Malicka, a Kownacka tylko ją wygładziła i dała nazwisko, w końcu to ona była uznaną autorką, matką Plastusia. Dziś książek Kownackiej dzieci już chyba nie znają. Z listy lektur szkolnych zniknęły z powodu archaicznego języka i tematyki mało atrakcyjnej dla współczesnych czytelników.

111
Leszczynowa Górka, pierwsze wydanie Dzieci z Leszczynowej Górki i wydanie takie, jakie miałam w dzieciństwie
(ze zbiorów Muzeum Książki Dziecięcej w Warszawie).

Nie będę jednak pisać o twórczości Kownackiej, lecz o niej samej – dość osobliwej postaci przez ponad pięćdziesiąt lat mieszkającej na warszawskim Żoliborzu.

Jaka była Kownacka? Z jednej strony serdeczna i hojna, z drugiej apodyktyczna, uparta i zaborcza. W życiu rodzinnym obrażała się często i łatwo, czasami o byle co, a czasami bez powodu, w życiu zawodowym toczyła boje o najmniejsze poprawki w swoich tekstach, wprowadzone przez „te nowe redaktorki”. O popularność zabiegała ostentacyjnie: „Niech sobie Kownacka usiądzie!” – mówiła głośno w autobusie czy tramwaju. Z drugiej strony do Rabki zgodziła się jechać pod warunkiem, że nie będzie witać jej komitet rodzicielski ani delegacja dzieci z kwiatami, lecz ktoś, kto pomoże jej uporać się z bagażem. Była wieczną poszukiwaczką, niespokojnym duchem, który wielu ludziom dał się we znaki. Była dziwna.

002

Jej życie osobiste to pasmo nieszczęść: przedwczesna śmierć matki, dorastanie u dalekich krewnych, nastoletnia próba samobójcza, miłosne rozczarowanie. Ograbiona z majątku przez najbliższych, nie ukończyła studiów i latami tułała się po wynajętych pokojach. Pod koniec życia uwikłała się w dziwną relację z dwa razy młodszym mężczyzną. Po jego odejściu wpadła w rozpacz.

Potomnym zostawiła swoje książki i mieszkanie, w którym dziś jest Izba Pamięci jej imienia. Każdy może zajrzeć do niewielkiej kawalerki na drugim piętrze w bloku przy ulicy Słowackiego 5/13 na Żoliborzu. Mały przedpokój, łazienka, dalej niewielkie widne pomieszczenie, które kiedyś było kuchnią, duży pokój, po prawej stronie przechodzący w sporej wielkości wnękę. Mieszkanie jest w pełni urządzone. Na półkach stoją rodzinne zdjęcia, książki i kukiełki – Plastusie ulepione z plasteliny, wystrugane z drewna, uszyte ze skrawków materiału. Kownacka sama zaplanowała powstanie Izby, by pozostać w pamięci potomnych.

040
Albumy Marii Kownackiej, pełne zdjęć i notatek pisarki. 

Potomni, pamiętajcie więc o Kownackiej i przeczytajcie tekst, który jej poświęciłam.

Zacznę od początku…

Kownacka na świat przychodzi 11 września 1894 roku w Słupie, niewielkiej miejscowości koło Kutna. Jest najmłodsza z czworga rodzeństwa. Ma dwie dużo starsze siostry, Zofię i Janinę, oraz brata Stanisława. Do ósmego roku życia Marysia jest szczęśliwą dziewczynką. Wychowuje się w dworze, otoczona opieką matki. Matka, Ludwika Kownacka z Lesznowolskich, jest dzielną kobietą. Zajmuje się dziećmi, majątkiem i leniwym mężem, na którego pomoc nie może liczyć. Los najmłodszej córki szczególnie leży jej na sercu, bo zapisuje Marysi pieniądze na utrzymanie i kształcenie.

065

 028
Słup – „Kraj mojego jedynego szczęśliwego okresu w życiu". 

Niespodziewana śmierć matki przerywa beztroskie dzieciństwo Marysi. Ojciec nie czuje się na siłach, by samodzielnie wychować potomstwo. Rozdaje więc dziatki po rodzinie, a dwór i ziemię sprzedaje. Ośmioletnia Marysia trafia do kuzynów mieszkających w Krakowie, ludzi „zimnych i obcych”. O tym, że czuje się tam fatalnie, świadczy jej próba samobójcza – wypija formalinę. Wtedy rodzina wysyła ją do Warszawy. W 1909 roku Maria rozpoczyna naukę w szkole Antoniny Walickiej, a kontynuuje ją na pensji Pauliny Hewelke, będącej pierwowzorem pensji pani Latter z Emancypantek Prusa.

026

027
Maturzystka. 

Nauka nie trwa jednak długo, bo pieniądze, które matka przeznaczyła na kształcenie Marii, ojciec przekazał synowi Stanisławowi, a ten je przehulał. Pozbawił Marię szansy na zdobycie wyższego wykształcenia i skazał ją na długoletnią tułaczkę. W rewanżu Kownacka wycięła go z rodzinnego zdjęcia – zostały na nim tylko Maria i matka.

013

Nieszczęścia, jakie spadły ma Marię po śmierci matki, odbiły się na jej późniejszej twórczości. Pisała: „...po przeżyciu tragicznego, ciężkiego dzieciństwa i młodości – nigdy nie podaję dzieciom rzeczy smutnych, przeciwnie zawsze prawie utwory moje cechuje pogoda i humor! Wiem z własnego doświadczenia, że żadna tragedia człowieka dorosłego nie da się porównać z bezbronną rozpaczą dziecka. Dziecko fizjologicznie nie jest jeszcze przygotowane na znoszenie tragicznych przeżyć i rozpaczy. Dlatego, wszystko co piszę, staram się utrzymać w jasnych kolorach”.

008

Zanim jednak zostanie pisarką, przez kilka lat pracuje jako wiejska nauczycielka, najpierw w Dębowej Górze, potem we wsi Krzywda na Podlasiu, w majątku męża starszej siostry. Prowadzi tam kursy dla dorosłych analfabetów, a dla dzieci szkołę i przedszkole. Wybuch pierwszej wojny światowej zmusza rodzinę Kownackiej do opuszczenia Krzywdy. Wraz z tysiącami mieszkańców wschodnich ziem polskich udają się na bieżeństwo. Docierają do Mińska Litewskiego. Przyszła pisarka spędza tam cztery lata, które później nazwie „Niezapomnianymi Mińskimi Czasami!”. W Mińsku reżyseruje szopkę okolicznościową opartą na motywach z Konopnickiej i Rydla, które wiąże z aktualnymi wątkami. Ta pierwsza polska szopka po tylu latach zakazów budzi zrozumiały entuzjazm. Dla Kownackiej to „pierwszy sukces i osiągnięcie społeczne”. 

067

032
Szopka w Mińsku Litewskim. 

W Mińsku jest też słuchaczką tajnych kursów literatury profesora Mariana Massoniusa z Uniwersytetu Wileńskiego. I ma narzeczonego, który stara się o nią kilka lat, niestety bezowocnie. Jest nim sanitariusz Leszek Stodółkiewicz. Zapewne pochodzi z zamożnej rodziny, bo na jedynym zdjęciu, jakie się zachowało, ma na ręku zegarek. Na drodze do małżeńskiego szczęścia Marii staje starsza siostra Zofia. Podobno Maria do końca życia miała jej to za złe. Powód zerwania nie jest znany. Były jakieś plotki, pomówienia. Niedoszła teściowa próbuje coś tłumaczyć, ale Maria jest nieugięta. W listach podkreśla, że to ona zakończyła znajomość i że była to jej świadoma decyzja. Po latach zwierzy się Januszowi Szymańskiemu, swojej ostatniej miłości: „Ja po zerwaniu z moim Leszkiem siedem lat byłam w stanie zupełniej depresji, melancholii […]. Te stany co pewien czas się potęgowały, robiąc ze mnie wprost histeryczkę i kandydatkę na samobójczynię. 

031
Zdjęcie narzeczonego Marii w lewym górnym rogu. 

Po zakończeniu pierwszej wojny światowej i odzyskaniu przez Polskę niepodległości Maria wraz z siostrą, jej mężem i resztą rodziny wraca do Krzywdy. Ponownie organizuje szkolę dla wiejskich dzieci. Pracuje w izbie czworackiej, bez ławek, książek, przyborów szkolnych i bez wynagrodzenia, ale za to z wielkim zaangażowaniem. Jej działalność nie jest mile widziana ani przez rodzinę, ani przez lokalnych nauczycieli: „Ta praca […] wciągnęła mnie bez reszty i nawet się nie zorientowałam, kiedy zostałam uznana za intruza, niejako podwójnego. We dworze bowiem uważano mnie prawie za wywrotową maniaczkę, natomiast okoliczni nauczyciele ludowi – za panienkę z dworu, która z nudów bawi się w oświatę, w dodatku nielegalnie, ponieważ moja szkoła nie była nigdzie zarejestrowana”. Nasyłają nawet na nią kontrolę inspektora, który nie tylko nie znajduje żadnych uchybień, ale nawet stawia szkołę prowadzoną przez Kownacką za wzór dla innych tego typu placówek.

034

035
Szkoła w Krzywdzie. Kownacka z dziećmi. 

Pracując jako nauczycielka w Krzywdzie, Maria rozpoczyna romans z literaturą. Pozbawiona czytanek dla dzieci, sama pisze opowiadania. Kilka z nich trafia na biurko Heleny Radwanowej, redaktorki „Płomyka”. Dzieje się tak za sprawą szkolnej koleżanki Marii, Barbary Sadowskiej, która podczas wizyty w Krzywdzie „wykrada” je i przekazuje wydawnictwu. W kwietniu 1919 roku Kownacka otrzymuje numer „Płomyka” abonowanego przez nią dla celów dydaktycznych. I cóż widzi? Swoje opowiadanie: O kurce czubatce, kurczątkach niebożątkach i Andrzeju przewoźniku. Zaczyna pisać coraz więcej, oczywiście bez wynagrodzenia, ale jakie ma to znaczenie. Ważne, że teksty ukazują się w druku.

110

112
Teksty Marii Kownackiej w „Płomyczku” i „Płomyku” (ze zbiorów Muzeum Książki Dziecięcej w Warszawie). 

Kłopoty z gardłem uszkodzonym formaliną i rodzinne niesnaski sprawiają, że w 1919 roku Maria jedzie do Warszawy, tym razem na stałe. Poszukuje pracy, która zapewniłaby jej samodzielność. Pierwszą znajduje w Głównym Urzędzie Ziemskim, gdzie zostaje sekretarzem prasowym. Drugą w bibliotece Ministerstwa Reform Rolnych. Jej przełożoną jest Maria Dąbrowska, która w swoim dzienniku pisze: „Mam do pomocy trzy doskonałe dziewczyny: Marysię Kownacką, Tosię Gąsiorowską i Tolę Wołoszynowską. Pracujemy pełną parą”. Będą razem pracować sześć lat. I będą się przyjaźnić.

  101

W roku 1928 Dąbrowska jedzie na wakacje do Krzywdy: „Jestem dziś trzeci dzień w Krzywdzie pod Łukowem, majątku szwagra Marysi Kownackiej, p. Szulc-Holnickiego, żonatego z jej siostrą Niną. Mam tu wszystko, co mi trzeba, żeby pracować. Jest mi spokojnie i cicho. […] Wieś tutaj bardzo brzydka, okolice ubogie i niemalownicze, piękne mogą być tylko w oczach, co na nie patrzą wzrokiem wspomnień z dzieciństwa. Ale w pięknym domu u pp. Holnickich jest mi przyjemnie i dobrze...”. W Krzywdzie Dąbrowska odpoczywa, spaceruje po polach i pisze pierwszy tom powieści Noce i dnieKłopoty pani Barbary.

128
Maria Dąbrowska (nie w Krzywdzie, lecz w swoim mieszkaniu na ulicy Polnej). Źródło NAC. 

W 1925 roku Dąbrowska rezygnuje z prowadzenia biblioteki, aby całkowicie poświęcić się pracy literackiej. Nadzór nad placówką przejmuje Stanisław Stempowski. Dąbrowska pisze: „Moje «biurowe panienki», Marysia Kownacka, Tosia Gąsiorowska i Tola Wołoszynowska, były bardzo ze mną zżyte, nie mogły w żaden sposób pogodzić się z moim odejściem, a «wtargnięcie» pana Stempowskiego budziło w nich nienawiść i obrazę. Marysia Kownacka wywołała mnie na korytarz i oświadczyła, że ten pan Stempowski to dziwadło, zaczął od tego, że skrytykował jej charakter pisma w inwentarzu bibliotecznym. Marysia była bardzo dumna z istotnie pięknie prowadzonego inwentarza. «Nie wiem, jak my to wytrzymamy – orzekła – To jakieś dziwadło – powtórzyła»”.

Marysia szybko wybaczy Stempowskiemu krytykę jej charakteru pisma. Zaprzyjaźnią się tak bardzo, że będzie nazywała go Tusiem, tak jak jego synowie. Siwowłosy pan musiał mieć ujmującą osobowość, bo na każde wspomnienie o nim policzki Marysi płonęły rumieńcem, a dla starszej Marii stał się wielką miłością i towarzyszem życia.

 037
Pracownicy biblioteki.

Kownacka stopniowo otacza się życzliwymi ludźmi, pracuje zawodowo, cały czas pisze do „Płomyka” i „Płomyczka”. Do szczęścia brakuje jej tylko własnego domu. Tułając się po wynajmowanych pokoikach, „marzy o własnym mieszkaniu, w którym będzie mogła pisać. Marzy o prywatności. Marzy o biurku, własnym kącie, własnych roślinach i braku odgórnie narzuconych reguł. Jest gotowa na to, by się usamodzielnić, ale Warszawa na razie nie da jej tej szansy”. Kryzys mieszkaniowy, z jakim po odzyskaniu niepodległości przez Polskę zmaga się stolica, sprawi, że Kownacka na własne lokum poczeka aż dwanaście lat. Ostatnie trzy lata czeka, mieszkając na Żoliborzu z rodziną koleżanki z dzieciństwa, Marii Rykowskiej-Skłodowskiej. Od 1926 roku jest członkinią Warszawskiej Spółdzielni Mieszkaniowej.

115
Kolonie WSM na Żoliborzu. Lata 60. XX w.
(źródło: Wikipedia, Plan generalny Warszawy,
Prezydium Rady Narodowej miasta stołecznego Warszawy i Rada Główna Społecznego Funduszu Odbudowy Stolicy i Kraju,

Warszawa 1965, s. 74, domena publiczna).

Działająca od 1921 roku WSM planuje na Żoliborzu budowę osiedla dla niezamożnej inteligencji i wykwalifikowanych robotników o niewysokich, lecz stałych dochodach. Pierwsza kolonia budynków mieszkalnych, w stylu dworkowym, powstaje w latach 1925–1928 przy placu Wilsona, reprezentacyjnym centrum nowego Żoliborza.

 104
Plac Wilsona. 

081

082

085

086

117
Park Żeromskiego, tuż przy placu Wilsona. 

Mieszkania – trzyizbowe, z dwoma pokojami i dużą kuchnią – są nowoczesne, wyposażone w kanalizację, centralne ogrzewanie, elektryczność i gaz. Na przełomie lat 20. i 30. WSM musi zmniejszyć metraż mieszkań, by dostosować je do coraz skromniejszych możliwości finansowych przyszłych lokatorów. W kolejnych koloniach przeważają więc mieszkania dwuizbowe z wnęką kuchenną bez łazienki, a od 1931 roku normą staną się półtoraizbowe, o powierzchni wynoszącej około trzydziestu metrów kwadratowych, składające się z przedpokoju, kuchni, toalety i dużego pokoju. Do takiego – pierwszego i ostatniego samodzielnego mieszkania – wprowadzi się Kownacka. Budynek, w którym zamieszka, nie ma już charakteru dworkowego. Zaprojektowany przez Brunona Zborowskiego, wyróżnia się modernistyczną formą. 

003
Budynek, w którym mieszkała Maria Kownacka

Wbrew pierwotnym zamierzeniom stawiane przez WSM bloki nie zostaną zasiedlone rodzinami robotniczymi, bo nie będzie ich stać na wpisowe i komorne. Kolonie staną się rodzajem inteligenckiej republiki spółdzielczej o lewicowych korzeniach.

107

108

106
Budynki WSM.

Kownacka przystępuje do WSM nie tylko z chęci otrzymania własnego mieszkania, lecz także z pobudek ideowych. Odpowiada jej społeczny charakter przedsięwzięcia. Celem Spółdzielni jest zbudowanie nowoczesnych kolonii mieszkaniowych i utworzenie społeczności współpracującej ze sobą na zasadach samopomocy i kontaktów sąsiedzkich.

Spółdzielnia powołuje stowarzyszenie „Szklane Domy”, które organizuje kluby zainteresowań, bibliotekę z czytelnią, świetlice, chór i kilka orkiestr. Oprócz nich mieszkańcy otrzymują ośrodki zdrowia, sklepy osiedlowe, a nawet pralnie i łaźnie. O najmłodszych troszczy się żoliborski oddział Robotniczego Towarzystwa Przyjaciół Dzieci, który prowadzi poradnię „Zdrowie Dziecka”, przedszkole, szkołę powszechną, gimnazjum oraz teatr kukiełkowy. Dla Kownackiej, której brakuje działalności społecznej, takiej jaką prowadziła w Krzywdzie, Żoliborz wydaje się miejscem idealnym.

114
Przedszkole WSM na Żoliborzu. 

Po przeprowadzce na Żoliborz – jeszcze jako lokatorka rodziny Skłodowskich – Maria szybko znajduje podobnych jak ona społeczników. Nawiązuje współpracę z RTPD i utworzonym przez niego teatrem kukiełkowym. Wraz ze skrzypkiem i kompozytorem Janem Wesołowskim sprawi, że amatorski teatrzyk wystawiający „komedyjki o znikomych walorach wychowawczych i artystycznych” rozwinie się i przetrwa – już nie na Żoliborzu, lecz na Pradze – do dziś. Im też początkowo bezimienny teatr zawdzięczać będzie swoją nazwę, „Baj”. Wesołowski zaczerpnie ją z utworu Kownackiej Bajowe bajeczki i świerszczowe skrzypeczki.

Oboje będą pracować w „Baju” przez ponad dwadzieścia lat – Jan Wesołowski jako reżyser, narrator, kierownik muzyczny, a Kownacka jako kierownik literacki. Dla „Baja” pisze sztuki: O Kasi, co gąski zgubiła; Cztery mile za piec; O Żaczku Szkolaczku i o Sowizdrzale, co jeden kochał szkołę, a ten drugi wcale. Wszystkie powstają „na zamówienie dzieci”, ale nie tylko je bawią, lecz także wychowują.

087
Maria Kownacka na tle lalek z „Baja”.

074
Lalki z „Baja”

Dydaktyczny charakter sztuk granych w „Baju” ważny jest dla WSM, twórców teatru i samej Marii. „W jej przekonaniu dziecko podczas zabawy miało się mimochodem dowiadywać, że praca jest jedną z najważniejszych wartości, że ludzie są równi, że należy sobie wzajemnie pomagać”.

Książkę Teatrzyk kukiełek, zawierającą teksty Kownackiej napisane dla „Baja”, w 1935 roku wydaje „Nasza Księgarnia”. W tym samym roku setne przedstawienie sztuki o szewczyku zaszczyca Maria Dąbrowska: „Od nocy szaleje nad Warszawą niemal orkan. Mimo to jedziemy na Żoliborz z Chirjakową i Lenoczką na przedstawienie Teatru Kukiełek – Setny raz dawali Marysi Kownackiej o smoku i szewczyku. Dzieciarnia robotnicza, nieopisany gwar, jedna dziewczynka zwymiotowała ze strachu, kiedy szewczyk walczył ze smokiem – Przedstawienie udało się – Marysię fetowano – dostała w podarunku miniaturkę tej szopki”.

021

001
Maria Kownacka na setnym przedstawieniu „Baja”. 

Własne, upragnione mieszkanie na Żoliborzu Kownacka otrzymuje we wrześniu 1931 roku, tuż po swoich trzydziestych siódmych urodzinach. „Od początku bardzo sobie ceni wygody, których tu wreszcie doświadcza. [...] Może czytać, pisać, sadzić kwiaty, płakać i nie być widzianą”. Mieszkanie zapełnia meblami słynnej Spółdzielni Artystów Plastyków „Ład”. Są funkcjonalne, wygodne, wykonane z dobrej jakości drewna, inspirowane polską sztuką ludową. 

 127

011

072
Mieszkanie Marii Kownackiej, dziś Izba Pamięci jej imienia. 

Najważniejszym meblem w mieszkaniu pisarki jest biurko z nadbudowaną biblioteczką. Na półkach Maria umieszcza książki, a na rozkładanym blacie maszynę do pisania. Tu powstanie większość jej książek.

 009

010

126
Przy pracy w wymarzonym mieszkaniu. 

Mieszkanie choć malutkie – liczy trzydzieści pięć metrów kwadratowych – zyskuje uznanie gości właścicielki, wśród nich Dąbrowskiej: „O 10-tej jedziemy ze Stachem [Stempowskim] na Żoliborz do Marysi Kownackiej. Śliczne mieszkanie Marysi, która przyjmuje nas maderą, kanapkami i słodyczami z Krzywdy. […] Siostrzeniec Marysi, Staś Rafałowski, zrobił w jej mieszkaniu śliczną fotografię nas we trójkę”.

014
„Śliczna fotografia nas we trójkę”.

Oprócz rodziny i znajomych pisarka zaprasza również dzieci. Gdy przychodzą do niej w odwiedziny, przez szparę w uchylonych drzwiach wita je ręka z nałożonymi na dłoń pacynkami.

Dla wielu autorów piszących dla najmłodszych czytelników źródłem inspiracji są własne pociechy. Kownacka dzieci nie ma. Utrzymuje więc kontakty z małymi mieszkańcami Żoliborza. Na podwórkach i w parku zaczepia ich, zabawia historyjkami, wypytuje o zainteresowania. Gdy spaceruje, zawsze ma przy sobie szmaciane laleczki, którymi zabawia napotkane maluchy. Reakcje dzieci na opowiadane bajki lub czytane teksty są dla niej wskazówką, co należy zmienić, poprawić czy ulepszyć.

Dzieci są dla Kownackiej najważniejszymi inspiratorami i krytykami jej twórczości: „Pisarz bowiem nie może tworzyć tylko wymyślonych historii. Bogactwa pomysłów dostarczają wspomnienia z dzieciństwa, kontakty z ciekawymi ludźmi, z przyrodą”. Do 1939 roku wyda dla nich kilka książeczek, między innym: Deszczyk pada, słońce świeci, Kuku ryku na ręczniku, O Jaśku, co się z Rokitą założył oraz Plastusiowy pamiętnik, który ugruntuje jej pozycję jako jednej z najpoczytniejszych pisarek dla najmłodszych. Wiele lat później, w 1971 roku, dzieci dadzą jej Order Uśmiechu, a potem Orle Pióro – nagrodę czytelników „Płomyka”.

083

084
Plac zabaw w parku Żeromskiego na Żoliborzu. 

Po wybuchu drugiej wojny światowej Maria opuszcza Warszawę. Niemieckie represje nie pozwalają jej na swobodną twórczość literacką: wydawnictwa zaprzestają działalności, teatr „Baj” zostaje zamknięty. Lata okupacji spędza wraz z rodziną siostry w Krzywdzie. W Warszawie pojawia się sporadycznie. Przyjeżdża, by zaopatrzyć wygłodniałych znajomych w jajka i słoiki smalcu. Na pewno była w październiku 1940 roku, co odnotowała Dąbrowska w swoim dzienniku: „Potem zjawiła się wreszcie niewidziana przez nas od 13 miesięcy Marysia Kown.[acka]. Bardzo wzruszyłam się jej widokiem – Wróciła dopiero teraz z Krzywdy […]”. Dwa dni później Kownacka zjawia się u Dąbrowskiej z okazji urodzin i imienin pisarki.

Kownacka ostatecznie wraca do Warszawy tuż przed wybuchem lub na początku powstania warszawskiego. Na Żoliborzu powstaje wówczas „Republika Żoliborska”, forma samorządu mieszkańców niespotykana w innych dzielnicach Warszawy. Zadaniem jej „obywateli” jest dbanie o sprawy mieszkaniowe, w tym pomoc bezdomnym ze zburzonych i spalonych domów, utrzymanie porządku oraz opieka nad dziećmi, by nie stały się ofiarami walk.

131
Ulica Słowackiego w 1945 roku
(źródło: Wikipedia, Poznaj Warszawę. Żoliborz, Krajowe Wydawnictwo Czasopism RSW "Prasa",
Warszawa 1970, p. 46, domena publiczna). 

Andrzej Nowicki, kierownik referatu kulturalno-oświatowego Ekspozytury Starostwa Powstańczego Warszawa-Północ, wychodzi w pomysłem wydawania codziennego pisemka „w celu zainteresowania malców lekturą i uchronienia w ten sposób od grożących im na podwórku pocisków”. Mali mieszkańcy Żoliborza mają sami zapełniać je rysunkami i – częściowo – tekstami, a także rozprowadzać między koloniami bloków. Maria wchodzi do komitetu redakcyjnego pisemka. Pierwszy numer „Jawnutki” trafia do dzieci 12 sierpnia 1944 roku. Pisemko wychodzi przez pięć dni, potem zastąpi je „Dziennik Dziecięcy”, którego ostatni numer ukaże się 23 września 1944 roku, dziesięć dni przed upadkiem powstania warszawskiego.

130
„Jawnutka” z 13 sierpnia 1944 roku
(ze zbiorów Muzeum Książki Dziecięcej w Warszawie). 

Po zakończeniu walk Kownacka wraz z większością wysiedlonej ludności stolicy trafia do obozu przejściowego w Pruszkowie, a potem do Skórkowic koło Opoczna. Po kilku miesiącach wraca do swojego mieszkania na Żoliborzu. W odróżnieniu od tysięcy warszawiaków ma szczęście – blok przy ulicy Słowackiego przetrwał wojnę, jej mieszkanie nie jest zrujnowane: „Ku wielkiej radości zastała swoje mieszkanie prawie niezniszczone. Nawet rzeczy nie poginęły”. Teraz ona udziela schronienia tym, którym gorzej się powiodło.

012
Mieszkanie Marii Kownackiej, dziś Izba Pamięci jej imienia. 

Przez ponad dziesięć lat z Marią mieszka przyjaciółka z pracy Tosia Gąsiorowska. Przez jakiś czas pisarka gości też chorą na nowotwór siostrę Janinę wraz z mężem. Po jej śmierci do Warszawy przybywa gospodyni z Krzywdy, Natalia, zwana Natalą, by pomóc w opiece nad wnukami Janiny. Jest rodzinna, ciepła i serdeczna. Chłopcy mieszkają na Żoliborzu, tuż obok Kownackiej. Kiedy dorosną, „Natala będzie się zajmowała już tylko pracą dla Marii. Będą się na siebie złościć i dokuczać sobie nawzajem. Ale będą sobie też okazywać czułość i zrozumienie. Jej gosposią i przyjaciółką Natala zostanie na prawie czterdzieści lat. Do samego końca”.

057
Z Natalą w Plastusiowie. 

Kownacka włącza się w odbudowę stolicy tak, jak umie najlepiej – piórem. Nowa socjalistyczna rzeczywistość nie budzi w niej oporu, bo lewicowe idee zawsze były jej bliskie. Nigdy jednak – ani w latach międzywojennych, ani powojennych – nie pisze, by przypodchlebić się władzy, lecz zawsze zgodnie z własnymi przekonaniami. Mimo zachęt rozmaitych działaczy, nie wstępuje do partii, jej „teczka” jest pusta.

Po wojnie zapotrzebowanie na literaturę dla najmłodszych jest duże. Nakładem „Naszej Księgarni” ukazują się książki, które Maria napisała podczas pobytu w Krzywdzie: Kajtkowe przygody, Tajemnica uskrzydlonego serca, Świerszczykowy kram oraz Leszczynowa Górka. Współautorką tej ostatniej jest siostra pisarki, Zofia Malicka. Pojawiają się tytuły powstałe już w powojennej Polsce: Dzieci z Leszczynowej Górki, Rogaś z Doliny Roztoki, Szkoła nad obłokami, Wesołe przedszkole.

044
Kupowo na Suwalszczyźnie, czyli Leszczynowa Górka.

Kownacka odnosi sukces jako literatka i zaczyna korzystać z pieniędzy. Na kiermaszu książki w 1949 roku wyróżnia się strojem: ma powiewający na wietrze futrzany kołnierz i modny kapelusz. Wygląda efektownie, dużo lepiej niż inni znani pisarze: Jan Parandowski, Jan Brzechwa czy Janina Broniewska. Zmianę w wyglądzie Marii dostrzega też Dąbrowska: „W sobotę po południu była Marysia Kownacka. Zajęta swoim «Bajem», przejęta swoim powodzeniem, sobą. Wychodzi jej 12 książek dla dzieci, jest świetnie ubrana, ma cudną złotą broszkę i złoty drogi zegarek”.

099
Marysia z broszką. 

Sukces finansowy ma swoje złe strony. Rodzina zaczyna traktować Kownacką jako niewyczerpane źródło pieniędzy. Pisarka pomaga, jak może. Dogorywającego w przytułku brata Stanisława – pijaka, kłamcę i sprawcę jej nieszczęść – odwiedza i wspiera finansowo, innym krewnym i powinowatym udziela pożyczek, często bezzwrotnych. W pewnym momencie utrzymuje kilka osób, a kilkanaście wspomaga okazjonalnie. Nie odmawia też pomocy w załatwieniu tego i owego, bo jej nazwisko otwiera różne drzwi.

Musiała poskarżyć się Dąbrowskiej, bo ta w dziennikach notuje: „Wczoraj była Marysia Kownacka. Rzuca nareszcie pracę w biurze, przechodzi na emeryturę i będzie się zajmowała już tylko swoimi książkami dla dzieci. Opowiedziała przejmującą historię śmierci swojego szwagra Szulc-Holnickiego […] i o córce tegoż Holnickiego (mąż, Hilchen, zginął w powstaniu), która sprzedała kamienicę, wzięła za nią dwa i pół miliona, zmieniła to na złote dolary i schowała w jakiejś skrytce na poddaszu domu, gdzie mieszkała. Nie dała nic biedniejszej rodzinie ani sama sobie nic nie kupiła. W czasie remontu domu «skarb» zniknął i ona sama, i cała rodzina (brat z dziećmi) biedują, ciężko pracując i nie mając za co porządnie się ubrać. Ciągną pomoc z Marysi". 

Ale Kownacka nie jest całkowicie bezinteresowna. Przywłaszcza sobie młodszych członków rodziny, jest władcza i natrętna, czym zraża ich do siebie. 

100

Kownacka pisze książki, drukuje w dziecięcych czasopismach i tylko współpraca z „Bajem” nie układa się jak dawniej. Chociaż 13 sierpnia 1945 roku składa wraz z innymi swój podpis pod aktem jego restytucji, a pierwszym spektaklem są Cztery mile za piec jej autorstwa, to po upaństwowieniu teatru nowe władze stopniowo rezygnują z wystawiania sztuk pisarki. W czasie jubileuszowej gali na 25-lecie istnienia „Baja” nie uwzględniają ani jednej.

062
Na zdjęciu powojenna siedziba „Baja” na Pradze. 

Kownacka traci zainteresowanie teatrem na rzecz przyrody. Jeszcze przed wybuchem wojny Żoliborz słynął z zieleni. W 1932 roku oddano do użytku park Żeromskiego. W Ośrodku Ogrodniczym przy ulicy Suzina hodowano rośliny, które później ozdobiły wewnętrzne dziedzińce między blokami poszczególnych kolonii. Z odzewem spotkała się zainicjowana przez prezydenta Stefana Starzyńskiego akcja „Warszawa w kwiatach”.

090

091

 093

094
 Współczesny wygląd podwórka V kolonii WSM. 

Kownacka była miłośniczką przyrody. Wielu rozmówców Marioli Pryzwan, autorki książki Plastusiowa mama. Wspomnienia o Marii Kownackiej, zwraca uwagę na kwiaty zapełniające mieszkanie na Słowackiego: „Kochała kwiaty. W jej małym mieszkanku zawsze było dużo roślin. Potrafiła je pięknie suszyć. [...] Do dziś pamiętam zasuszone hortensje. Były jak żywe!”, „Z tych spotkań w jej żoliborskim mieszkaniu zapamiętam ścianę zieleni, przez którą przebijało słonce. Coś pięknego!”. Olga Szmidt, autorka monografii Kownacka. Ta od Plastusia, pisząc o ostatnich miesiącach życia Marii, również podkreśla ich obecność: „W swoim ukochanym mieszkaniu przy Słowackiego leży jak w małym ogrodzie botanicznym. Jej mieszkanie pełne jest roślin. Wiszących, stojących, pierwszy raz kwitnących. Jest pięknie”.

015
Podwórko V kolonii WSM. W głębi drzwi na klatkę schodową prowadzącą do mieszkania Marii Kownackiej. 

Wrażliwość Kownackiej na przyrodę jest równie silna, jak wrażliwość na kwestie społeczne, i ma wspólną proweniencję – Krzywdę, gdzie Maria spędziła młodość, ucząc chłopskie dzieci, i lata drugiej wojny światowej, kiedy kontakt z naturą niósł jej ukojenie.

Nie bez znaczenia jest też pewnien wojenny epizod. W roku 1943 Kownacką odwiedza Józef Włodarski, dyrektor „Naszej Księgarni”. Wraca ze spotkania z Januszem Korczakiem, któremu zaniósł żywność i pieniądze na utrzymanie szkoły. Przekazuje Marii prośbę Korczaka o sadzonki kwiatów, bo – jak twierdził stary doktor – nic tak nie łagodzi napięć, nie uspokaja i nie pozwala zapomnieć o troskach jak kontakt z rośliną. Kownacka daje mu sadzonki pelargonii i petunii. Od tej chwili jej „program życiowy” brzmi: „Zieleń jest rzeczą konieczną wszędzie tam, gdzie chcemy wychować dziecko". 

092
Podwórko V kolonii WSM.

Kownacka pragnie dać dzieciom książkę o naturze, jej bogactwie i konieczności ochrony. Ukoronowaniem szesnastu lat pracy – w końcowym okresie wraz z Marią Kowalewską – jest Głos przyrody, który napawa ją dumą, tym bardziej że otrzymuje nagrodę Polskiego Towarzystwa Wydawców Książek. Kilkanaście lat później wyda, tym razem już sama, również przyrodnicze Razem ze słonkiem.

Pisarka angażuje się w sprawy ochrony przyrody. Maria Dąbrowska wspomina, jak kiedyś przez telefon prosiła ją, „żeby przeciwstawić się budowie zapory wodnej na przełomie Dunajca”. Źle trafiła, bo Dąbrowska była „za zaporami wodnymi, za wykorzystaniem górskich rzek dla elektryfikacji, za uregulowaniem wszystkich w ogóle dzikich rzek”. Przy okazji wpięła więc koleżance szpileczkę: „Marysia Kownacka miała w sobie zawsze wiele staropanieńskiej histerii i egzaltacji. A ja myślę, że Polacy są w ogóle przeciwko wszystkiemu i najchętniej cofnęliby Polskę do czasów Starej Baśni. Idzie im tylko o ten spływ «przełomem Dunajca na tratwach» – Marysia konała w telefonie z przerażania, że ja tego nie widziałam i że nie uwielbiam «spływu tratwami» – I że śmiem woleć uregulowane rzeki od dzikich”. Tama powstała, ale spływ Dunajcem też przetrwał.

Ekologiczne zapędy Kownackiej nie idą w parze z zakupem dwóch futer, w tym jednego z lisów syberyjskich. Co więcej, odziana w futro opowiada o swojej walce o ochronę przyrody. Przyroda sama wymierza jej sprawiedliwość: jedno futro zżerają mole, drugie pisarka bezskutecznie próbuje sprzedać. Jest tak wielkie i ciężkie, że nikt go nie chce.

105
Mieszkaniec jednej z kolonii WSM. 

Po wojnie Kownacka odnosi sukces wydawniczy i finansowy, ale nie myśli o porzuceniu skromnego mieszkania na Żoliborzu. Dobrze czuje się w społeczności, którą zna od lat. Wciąż bierze aktywny udział w jej życiu, jako pisarka i jako „zwykła mieszkanka”, która na otwarcie „Merkurego”, żoliborskiego sklepu Społem, pisze kilka powitalnych wierszyków, a w klubie „Pod Gruszą” wraz z innymi starszymi paniami dzierga chusty. Jest też członkiem Rady Programowej Spółdzielczego Domu Kultury przy ulicy Próchnika i współorganizatorką klubu seniorów „Pod Tęczą”. Organizuje widowiska teatralne dla dzieci i prelekcje o kulturze i literaturze dla dorosłych, uczestniczy w dyskusjach, spotkaniach autorskich i dzieli się swoją pasją – robótkami ręcznymi.

    102   103
Merkury na muralu i w realu. 

059
Robótki ręczne w Plastusiowie.

Ze środowiskiem literackim Kownacka nie utrzymuje stosunków towarzyskich. Żyje według swoich zasad, w których nie ma miejsca na lejący się strumieniami alkohol i opary dymku z papierosa – od czego nie stronią warszawscy literaci. Kontaktuje się jedynie z sąsiadkami z Żoliborza, pisarkami dla dzieci: Janiną Porazińską, Lucyną Krzemieniecką i Marią Kann, a z pisarzy dla dorosłych z Marią Dąbrowską.

Obie Marie znają się od lat, ale po wojnie ich przyjaźń się rozluźnia. Dąbrowska nie jest już tak łaskawa dla swojej dawnej pracownicy: „Zapomniałam dodać, że nieoczekiwanie była dziś u nas na obiedzie Marysia Kownacka, wspaniale ubrana i w ogóle w doskonałej formie. Jest ona czarująco miłą osobą, pełną dowcipu i nigdy nie nudną; ale jest raczej mierną pisarką «dziecinną», choć trzeba przyznać, że się z biegiem lat bardzo wyrobiła. Dla takich miernych talentów jest dzisiaj właśnie duża szansa prosperowania”. Mimo tych kąśliwych uwag Dąbrowska odnotowuje otrzymanie przez Kownacką „miejskiej nagrody Warszawy” 22 lipca 1951 roku.

Wielkie nazwiska świata literatury uważają Kownacką za „dziecięcą pisarkę”. I to jest drugi – oprócz niechęci do kawiarnianego życia – powód, dla którego unika ich towarzystwa. Woli przebywać w gronie nauczycieli, gdzie uchodzi za „wielką pisarkę”.

006 

W życiu uczuciowym Kownackiej średnio się powodzi. O zerwaniu narzeczeństwa pisałam, o późniejszych związkach biografie milczą, dopiero w latach 50. i 60. pojawia się trzech mężczyzn, z którymi pisarka tworzy silne, emocjonalne relacje. Pierwszy to Józef Włodarski, dyrektor „Naszej Księgarni”. Zaprzyjaźniają się jeszcze przed wojną, a po wojnie ich przyjaźń się zacieśnia. Wspólnie wyjeżdżają na urlopy, zwiedzają Polskę – Od Krynicy Morskiej po Szklarską Porębę – wymieniają się listami, troszczą o siebie. Włodarski jest pierwszym recenzentem jej książek, jeszcze zanim ukażą się w druku. To on pojedzie z Kownacką do umierającego brata i namówi ją na leczenie, gdy zdrowie zacznie odmawiać posłuszeństwa. Ale Włodarski jest żonaty i żony dla Marii nie zostawi. Nikt nie wie, jaka naprawdę była ich relacja.

 036
Józef Włodarski i Helena Radwanowa, redaktorka „Płomyka” i „Płomyczka”.

Prawdziwą fascynacją Kownacka darzy ponad czterdzieści lat młodszego od siebie Bolesława Farona. Poznaje go na początku lat 60. w jego rodzinnych okolicach, na Sądecczyźnie, gdzie przyjeżdża, by pisać Rogasia z Doliny Roztoki i Szkołę nad obłokami. Faron jest doktorantem w Wyższej Szkole Pedagogicznej w Krakowie, interesuje się literaturą dziecięcą, jest też dobrze wychowany i ma lewicowe poglądy. Gdy przyjeżdża do Warszawy, ma u Kownackiej zapewniony nocleg, może też bez ograniczeń korzystać ze zgromadzonych przez nią materiałów literackich. Staje się dla Marii „kochanym Panem Boleczkiem” i towarzyszem górskich wędrówek. Trzymając się za ręce, przemierzają bieszczadzkie połoniny. Ich znajomość trwa długie lata, ale Faron zachowuje wobec Kownackiej właściwy dystans. Zakłada rodzinę, robi karierę naukową jako literaturoznawca, zostaje ministrem oświaty i wychowania.

045

043
Współne wakacje z „kochanym Panem Boleczkiem”.

Mniej więcej w tym samym czasie Kownacka poznaje architekta zieleni z Wrocławia, Janusza Szymańskiego. Maria ma już sześćdziesiąt sześć lat, Janusz jest koło trzydziestki. Spotykają się na jego prelekcji dotyczącej uprawy roślin. Kownacka, która wówczas zagospodarowuje swoją podwarszawską działkę Plastusiowo, jest nim oczarowana. Przychodzi na jego kolejne odczyty. Zaprzyjaźniają się. Janusz dba o zieleń w Plastusiowie, robi z niego raj na ziemi.

049

Janusz nie ma własnej rodziny, jest wychowankiem domu dziecka. Maria ujmuje go troską i serdecznością. Staje się jego „ciotką”, ale z biegiem czasu przestaje zachowywać się jak ciocia. Z jednej strony traktuje go jak młodszego członka rodziny, z drugiej – jak obiekt miłości. W jednym z listów pisze: „Były w moim życiu wielkie, głębokie uczucia. Bardzo kochałam moją siostrę – matkę Dzidzi, mojego Leszka, byłam młoda i kochałam bardzo gorąco, ale w żadnym z tych uczuć nie było tyle tkliwości, tyle serdeczniej troski, co w stosunku do Ciebie. […] Toteż kocham, całuję i ściskam, i wszystkimi myślami jestem przy Tobie, mój mały, ukochany Synku”.

Przez pewien czas Maria widzi w Januszu swojego spadkobiercę, przed czym on się broni. Z upływem lat staje się coraz bardziej zaborcza, manipuluje Januszem, szantażuje go, odciąga od znajomych, zawłaszcza. Po dziesięciu latach takiej szarpaniny Janusz odchodzi, a Kownacka pogrąża się w rozpaczy.

042
Z Januszem Szymańskim. 

Od końca lat 50. w swoim mieszkaniu na Żoliborzu Kownacka zaczyna spędzać tylko zimowe miesiące. Jej drugim, letnim domem staje się działka w Łomiankach pod Warszawą, kupiona tuż przed wybuchem wojny. W 1958 roku pisarka buduje tam domek, sadzi drzewa owocowe, zakłada ogród warzywny i kwiatowy. Tworzy swój azyl, w którym będzie prowadzić obserwacje przyrodnicze, przyjmować gości, pracować nad kolejnymi książkami dla dzieci i spisywać wspomnienia. Działkę nazywa Plastusiowem – od imienia tytułowego bohatera Plastusiowego pamiętnika, książki, która przyniosła jej największą sławę.

048

052
W ogrodzie...

051
i przy pracy. 

Przygody ludzika z plasteliny najpierw pojawiły się na łamach „Płomyczka” na prośbę jego redaktorki Janiny Porazińskiej. Kownacka zaczęła je pisać – początkowo bardzo niechętnie, bo uznała je za szalenie nudne – w ostatnim z wynajmowanych pokoików, w mieszkaniu Skłodowskich na Żoliborzu. Pierwszy odcinek przygód Tosi i Plastusia ukazuje się 2 września 1931 roku. W kolejnych zeszytach czasopisma pojawiają się następne. Pięć lat później wszystkie odcinki opublikuje Państwowe Wydawnictwo Książek Szkolnych. Plastuś stanie się ulubionym bohaterem literackim kilku pokoleń młodych Polaków. Od Plastusiów zaroi się w Polsce.

064

004

005

Plastuś stanie się patronem przedszkoli, sklepów z zabawkami i dziecięcych klubów. Będzie bohaterem spektakli, słuchowiska radiowego i filmu animowanego. Żoliborskie mieszkanie Kownackiej zapełni się Plastusiami przysyłanymi autorce przez małych czytelników. Kukiełka Plastusia będzie towarzyszyć jej podczas spotkań z dziećmi w szkołach, przedszkolach, na targach książki. Pisarka marzy, by na jednym z żoliborskich skwerków stanął pomnik Plastusia. Wybiera nawet rzeźbiarkę, Zofię Woźną. Do realizacji projektu jednak nie dochodzi. Po latach niewielki Plastuś ozdobi nagrobek pisarki na Starych Powązkach.

123
Plastuś na grobie pisarki na Starych Powązkach. 

Drugim – spełnionym – marzeniem Kownackiej jest Izba Pamięci jej imienia. Pod koniec lat 60. pisarka zaczyna zdawać sobie sprawę, że powoli przestaje być najpopularniejszą autorką literatury dziecięcej. Zarówno dla wydawców, jak i czytelników, jej książki stają się zbyt anachroniczne. Poczucie odchodzenia, również w sensie dosłownym, sprawia, że Kownacka przystępuje do porządkowania swego archiwum. „Archiwum jest wielkie. Maria gromadziła wszystko. Wycinki, listy, rękopisy, dowody opłat za mieszkanie, pamiątki od dzieci. Do tego księgozbiór – pokaźny i zróżnicowany. Chciałaby to wszystko uporządkować, posegregować i przejrzeć. Koniecznie przed swą śmiercią. Koniecznie pod jej kierunkiem. W mieszkaniu ma przecież powstać Izba Pamięci”.

088
Archiwum pisarki w Izbie Pamięci. 

Kownacka uważa się za osobę niewierzącą, chociaż w młodości musiała wyznawać wiarę katolicką. Została nawet matką chrzestną Jacka Skłodowskiego, stryjecznego wnuka Marii Skłodowskiej-Curie, który zginął w powstaniu warszawskim. Jednak po wojnie odchodzi od praktyk religijnych, co było typowe dla lewicującej inteligencji. Na kilka miesięcy przed śmiercią Marię zaczynają odwiedzać siostry z parafii świętego Stanisława Kostki. Przynoszą rzeczy z darów napływających z zagranicy i powoli przygotowują pisarkę na spotkanie z Bogiem. Wielokrotnie odwiedza ją też ksiądz Teofil Bogucki. W przeddzień śmierci Kownacka zgadza się przyjąć ostatnie namaszczenie. Umiera w swym żoliborskim mieszkaniu 27 lutego 1982 roku.

122
Kościół pw. świętego Stanisława Kostki na Żoliborzu. 

Izba Pamięci powstaje osiem lat później. Na mocy testamentu pisarki WSM przejmuje opiekę nad wznowieniami jej książek i mieszkaniem. Dorobek twórczy Kownackiej staje się własnością Biblioteki Publicznej m.st. Warszawy, a Izba Pamięci – oddziałem Muzeum Książki Dziecięcej. Przez wiele lat jej kustoszem będzie córka Jana Wesołowskiego, Ewa Urbańska.

Izba służy nauczycielom, wychowawcom, bibliotekarzom, badaczom i innym osobom zainteresowanym twórczością Kownackiej, ale przede wszystkim dzieciom, które przychodzą tu na lekcje muzealne. Do Izby łatwo trafić, bo na budynku, w którym mieszkała pisarka, znajduje się tablica pamiątkowa, odsłonięta z okazji setnej rocznicy jej urodzin.

080

017

Bibliografa
Faron, B., Z dziejów prasy Powstania Warszawskiego („Jawnutka” i „Dziennik Dziecięcy”), „Rocznik Historii Czasopiśmiennictwa Polskiego” 1971, nr 10/2.
Kozłowska-Świątkowska, E., Serce i uśmiech, Warszawa 1996.
Pawłowski, T., Zieliński, J., Żoliborz. Przewodnik historyczny, Warszawa 2008.
Półturzyccy, M., J., M., Muzea kobiet polskich, Warszawa 2017.
Pryzwan M., Plastusiowa mama. Wspomnienia o Marii Kownackiej, Warszawa 2009.
Szmidt O., Kownacka. Ta od Plastusia, Wołowiec 2016.
Zieliński J., Wyjątkowa żoliborska republika WSM, „Dziennik”, 25.07.2008.
Wycinki prasowe ze zbiorów Muzeum Książki Dziecięcej w Warszawie.

Zdjęcia pisarki pochodzą z albumów zgromadzonych w Izbie Pamięci jej imienia.