Polska na piechotę

Roztocze – kraina łagodnych, porośniętych lasami wzgórz, pól tworzących długie, kolorowe pasy, lessowych wąwozów, rzek, jezior i wodospadów. Jadąc tam, myślałam, że zagłębię się w tę roztoczańską przyrodę i zapomnę o cuchnącym mieście.

077

Nie do końca tak się stało. Roztocze zaskoczyło mnie czymś, czego się nie spodziewałam, planując wyjazd – pamięcią o przeszłości. Nie chodzi o tę odległą, lecz o lata drugiej wojny światowej. Nie wiem, czy dobrze jest łączyć opis rekreacyjnego wyjazdu ze wspomnieniami o martyrologii Zamojszczyzny. Napiszę więc dwa artykuły. Ten będzie o roztoczańskich wsiach i miastach, o figurkach i kapliczkach, których pełno na każdym kroku, no i oczywiście o roztoczańskiej przyrodzie. W drugim Zamojszczyzna – historia na każdym kroku skupię się na wojennych dziejach tego regionu.

Zacznę od miasteczka powstałego w samym sercu Roztocza – Zwierzyńca. Położony nad Wieprzem i ukryty wśród jodłowo-bukowych lasów, jest bez wątpienia jednym z najpiękniejszych polskich miast. W XVI wieku walory ziem, na których leży Zwierzyniec, dostrzegł kanclerz i hetman wielki koronny Jan Zamoyski. Nabył je i włączył do swojej ordynacji. Właściwie wszystkie miejscowości, o których napiszę, wchodziły w jej skład. A nazwisko Zamoyski będzie wielokrotnie pojawiać się w tekście. 

W pobliżu Bukowej Góry powstał drewniany dwór z ogrodem. Nieopodal Zamoyski utworzył myśliwski zwierzyniec. Wydzielił teren i otoczył go wysokim parkanem o długości trzydziestu kilometrów. W zwierzyńcu żyły żubry, łosie, jelenie, sarny, dziki, wilki, rysie i dzikie konie leśne – tarpany. Od niego wzięła się nazwa miasteczka. Posiadłość stała się wiejską rezydencją Zamoyskich. Gościli w niej wielcy i znani, między innymi Jan Sobieski, wówczas chorąży koronny. To prawdopodobnie tu narodziła się jego miłość do Marii Kazimiery, żony trzeciego ordynata, Jana Zamoyskiego „Sobiepana”. Przez ponad sto pięćdziesiąt lat Zwierzyniec był siedzibą zarządu ordynacji zamojskiej. Do dziś przetrwały cztery murowane budynki. W jednym z nich – tzw. pałacu administracji – mieści się Zespół Szkół Drzewnych i Ochrony Środowiska. 
 
001
 
Naprzeciw, po drugiej stronie ulicy, jest śródmiejski staw, a na nim cztery sztuczne wyspy. Na jednej stoi kościół pw. świętego Jana Nepomucena – symbol miasta.
 
002
 
003
 
009 
 
Został ufundowany połowie XVIII wieku przez ordynata Tomasza Antoniego Zamoyskiego i jego żonę Teresę z Michowskich jako wotum dziękczynne po narodzinach długo oczekiwanego syna Klemensa. Architektem był prawdopodobnie Jan Columbani. Fronton kościoła zdobią herby Zamoyskich (Jelita) i Michowskich (Rawicz), a niewielkie, skromne wnętrze – freski Łukasza Smuglewicza.
 
005  006
 
Kościół warto obejrzeć wieczorem, gdy jest pięknie podświetlony.
 
007
  
I kilka słów o świętym Janie Nepomucenie, patronie szczerej spowiedzi, dochowania tajemnicy oraz tonących. Jan z Pomuk, kanonik praski, żył w XIV wieku. Popadł w niełaskę u władcy Czech, Wacława IV, gdyż odmówił ujawnienia mu tajemnicy spowiedzi Zofii Bawarskiej, żony króla podejrzewanej o niewierność. Zginął śmiercią męczeńską, torturowany, a następnie zrzucony z mostu Karola do Wełtawy. W XVIII wieku Jan Nepomucen został kanonizowany i, jako bardzo popularny wówczas święty, cieszył się szacunkiem ordynata – Tomasz Antoni Zamoyski studiował między innymi w Pradze. W Zwierzyńcu święty Jan Nepomucen ma też swój pomnik.
 
011
 
Na stawie jest też druga wyspa, a na niej kamienny monument w kształcie rzymskiego sarkofagu. Według legendy pogrzebano pod nim ulubionego psa Marysieńki Sobieskiej. Sarkofag zdobią maski teatralne i lira. Być może jest to więc pomnik poświęcony sztuce lub pozostałość po teatrze na wodzie. Jeśli pod monumentem faktycznie spoczywa pupil Marysieńki, to nie była ona jedyną miłośniczką zwierząt w Zwierzyńcu.
 
Tuż za przystankiem autobusowym stoi willa Potockich, wybudowana na początku XX wieku dla Tomasza i Róży z Lubomirskich.
 
015
 
Róża kochała zwierzęta. Niedaleko domu utworzyła „psi cmentarz”. Na umieszczonej w jego pobliżu tablicy czytamy: 
 
Psi cmentarz został założony w 1921 roku przez Różę Potocką z Lubomirskich. Róża była wielką miłośniczką zwierząt. Po stracie najbliższych swoje życie poświęciła opiece nad zwierzętami. Willa oraz budynki gospodarcze zostały zamienione w przytułek dla zwierząt. Znajdowały tu dom chore, niechciane i porzucone psy, koty, ptaki i inne zwierzęta […].
 
Psi cmentarz tworzy kilka płyt z wyrytymi imionami pogrzebanych zwierząt. 
 
013
 
Obok willi Potockich stoi willa Kosteckich, również pochodząca z lat dwudziestych XX wieku. Mieszkali w niej naczelnicy Wydziału Lasów Ordynacji Zamojskiej. Od 1933 roku – Stanisław Kostecki, zasłużony dla lasów ordynacji.
 
Ciekawostką Zwierzyńca są liczne pomniki, tablice, figury religijne i historyczne, a raczej ich liczba – ponad 60. Jednym z nich jest jedyny na świecie pomnik upamiętniający zwycięską walkę z szarańczą stoczoną w 1711 roku – zwykły kamień z wyrytym stosownym napisem. Stoi on w pięknie odnowionym parku miejskim. 
 
017
 
Przy innej dróżce zobaczyć można pomnik upamiętniający pobyt w Zwierzyńcu marszałka Piłsudskiego.  
 
018
 
W Zwierzyńcu powstał pierwszy w tych okolicach oddział powstania styczniowego, który w bitwie pod pobliską Panasówką pokonał wojska carskie. Wśród poległych był węgierski arystokrata Edvárd Nyáry. Powstańcy z 1863 roku też doczekali się swojego pomnika. 
 
019
 
W odleglejszym zakątku Zwierzyńca – zwanym Rózinem – stoi niewielki pałacyk. Właściwie jest to willa zbudowana w latach dwudziestych XX wieku dla dyrektora fabryki mebli. W roku poprzedzającym wybuch drugiej wojny światowej jego mieszkańcami zostali ostatni ordynat Jan Zamoyski i jego żona Róża z Żółtowskich. Ich przybycie do Zwierzyńca było prawdziwym błogosławieństwem dla mieszkańców miejscowości i okolic. O działalności Róży napiszę więcej w artykule poświęconym drugiej wojnie światowej na Zamojszczyźnie, bo trzeba utrwalać pamięć o tak szlachetnej postaci. Dziś w willi ostatnich ordynatów jest dom dziecka. 
 
079
 
Ale wróćmy na szlak między kościołem „na wodzie” a budynkami ordynacji, prowadzący do stawów Echo i na Bukową Górę. Po drodze mijamy zabytkowy browar założony na początku XIX wieku przez Stanisława Kostkę Zamoyskiego. W okresie dwudziestolecia międzywojennego Zamoyscy przystąpili do promocji wytwarzanego w nim piwa. Do akcji włączył się Wojciech Kossak. W 1929 roku malarz przyjechał na krótko do Warszawy, zaprosił przyjaciół do „Ziemiańskiej” i tak się zabawił, że nie miał czym zapłacić rachunku. Z kłopotu wyciągnął go Maurycy Zamoyski, a Kossak w zamian namalował plakat reklamowy zwierzynieckiego browaru. Na plakacie widniał żołnierz z butelką piwa w lewej ręce; trzy inne prawą przyciskał do piersi. Hasło reklamowe brzmiało: Pijcie piwo browaru. Zwierzyniec nad Wieprzem Ordynacji Zamoyskiej.  
 
021
 
Trochę dalej, ukryty wśród drzew, stoi dom plenipotenta ordynacji zamojskiej – modrzewiowa dziewiętnastowieczna willa w stylu szwajcarskim. Pięknie usytułowana na niewielkim wzgórzu, dziś jest siedzibą dyrekcji Roztoczańskiego Parku Narodowego. 
 
022
 
Dalej droga prowadzi na Bukową Górę. Wdrapałam się na nią wraz z koleżanką – tym razem złamałam zasadę samotnych wypraw i dwa pierwsze dni na Roztoczu spędziłam w towarzystwie. Trasa nie jest uciążliwa; jest tylko jedno strome podejście – trzeba wspiąć się na ponad dwieście schodków.
 
 024
  
026
 
027
 
028
 
Szłyśmy nieśpiesznie, delektując się ciszą. Roztoczański Park Narodowy porastają sosny, jodły i buczyny karpackie. Wciąż zamieszkują go dzikie zwierzęta: jelenie, sarny, wilki, rysie, kuny, lisy. Nie widziałyśmy żadnego, były tylko ślady dzików. Z Bukowej Góry roztacza się widok na wieś Sochy, spacyfikowaną podczas drugiej wojny światowej. 
 
030
 
Wracając do Zwierzyńca, zahaczyłyśmy o stawy Echo. Zaczął kropić deszcz, który wkrótce przemienił się w burzę. Turystów wymiotło. Zostałyśmy same na platformie, z której pięknie widać stawy.
 
034
 
035
 
Gdy deszcz trochę ucichł, wyszły konie. Przez chwilę pasły się w oddali, a potem przebiegły tuż pod nami. Na końcu biegła klacz, która nagle odłączyła się od stada. Stanęła i zarżała. Odpowiedziało jej rżenie dochodzące z krzaków za platformą. Obejrzałyśmy się – w chaszczach stał ogier ze źrebakiem. Od ścieżki, którą biegły konie, oddzielał ich rów wypełniony wodą. Klacz cierpliwie czekała, cały czas nawołując lekkomyślnego małżonka. Wyraźnie miała do niego pretensje: „No gdzieś ty znowu polazł, w dodatku z dzieckiem”. W końcu oba zabłąkane konie ominęły rów i przybiegły. Nastąpiło radosne powitanie, po czym cała trójka dogoniła stado. Niesamowite widowisko. 
 
 
Koniki polskie – potomkowie tarpana, dzikiego konia leśnego – sprowadzono do Roztoczańskiego Parku Narodowego w 1982 roku. Mieszkają nad stawami Echo, w warunkach półnaturalnych – zimą są dokarmiane. Stawy Echo powstały na przełomie lat 20. i 30. na terenie mokradeł. Są zasilane wodami potoku Świerszcz. Największy staw pełni funkcję kąpieliska. Można zejść na piaszczystą plażę albo pospacerować po wiszących nad nią drewnianych mostkach.
 
051
 
052
 
053
 
Tak upłynął pierwszy dzień mojej wyprawy na Roztocze. 
 
Dzień drugi
 
Drugiego dnia wybrałyśmy się do miejscowości Obrocz. Aby jeszcze głębiej doświadczyć bliskości dzikiej roztoczańskiej przyrody, znów wybrałyśmy się leśnym szlakiem… tyle że jego znalezienie graniczyło z cudem. Przedzierałyśmy się przez gęstwiny, wciąż gubiąc niebieskie znaki na drzewach. Jakimś cudem dotarłyśmy jednak do mety. Obrocz – wieś założona w XVI wieku. Na jej skraju, pod samym lasem stoi drewniana kaplica z 1924 roku zbudowana w stylu zakopiańskim. W tym cichym, spokojnym, pachnącym igliwiem i żywicą miejscu można było przez chwilę poczuć się jak na tatrzańskiej polanie. 
 
054
 
Do Zwierzyńca wróciłyśmy już bez przyrodniczych eksperymentów, wprawdzie też lasem, ale prostą ścieżką. Wylądowałyśmy blisko miejsca, w którym Unia Europejska odcisnęła swe piętno. Pod hasłem „Twój pomysł, europejskie pieniądze” zrealizowano projekt: odtworzenie zabytkowego układu wodno-pałacowego w Zwierzyńcu wraz z zagospodarowaniem turystycznym – innymi słowy, uporządkowano tereny za budynkami zarządu ordynacji zamoyskiej. Powstało urokliwe miejsce spacerowe: alejki wśród stawów połączonych drewnianymi mostkami.   
 
055
 
057
  
059
 
Do stawów Echo prowadzi wiele dróg. Chyba najpiękniejsza zaczyna się tuż za wspomnianym układem wodno-pałacowym. Przypomina górską ścieżkę, choć zbudowana jest na wydmie. I co miłe, zwłaszcza dla piechurów, nie jest przeznaczona dla rowerzystów. Dostępu bronią specjalne „antyrowerowe” drzwi do lasu. Tego dnia koni nie było. Schroniły się gdzieś przed upałem. 
 
061
 
Wieczorem, już sama, przeszłam się nad zalew Rudka. Wiedzie do niego ulica o takiej samej nazwie. Po drodze mijałam wiele starych, ale pięknie utrzymanych, drewnianych domów z charakterystycznymi gankami.
 
066
  
062
 
063
 
064
 
065
 
Zwiedziłam też dzielnicę Borek, powstałą w okresie dwudziestolecia międzywojennego. Zachowało się tam sporo starych domów, stanowiących część szlaku architektury drewnianej. Jest tam też najwęższa w Polsce ulica – ulica Wąska, mająca tylko 1,5 metra szerokości. Na samym jej początku stoi biały dom, w którym w 1942 roku w naradzie konspiracyjnej uczestniczył komendant główny AK, generał Stefan Rowecki „Grot”.  
 
100
 
 068
 
 070  071
 
Dzień trzeci
 
Koleżanka wracała do domu, a ja postanowiłam dokładnie zwiedzić Zamość, tę – jak stoi napisane w każdym przewodniku – perłę renesansu. Miasto wybudowano od podstaw. Teren i architekta, Włocha Bernarda Moranda, wybrał kanclerz i hetman wieki koronny Jan Zamoyski. Swą decyzję o budowie ogłosił 10 kwietnia 1580 roku. W ciągu kilkunastu lat między niewielkimi wzgórzami powstało miasto, otoczone fortyfikacjami, których szczątki przetrwały do dziś. W 1992 roku Stare Miasto w Zamościu – civitas optimo (miasto idealne) –  zostało wpisane na Listę Światowego Dziedzictwa Kulturowego i Przyrodniczego UNESCO.
 
Zamość szczyci się najpiękniejszym w Polsce rynkiem, idealnych czworobokiem o wymiarach 100 na 100 metrów, otoczonym wspaniale zdobionymi kamieniczkami z podcieniami. Chyba każdy widział też – jeśli nie osobiście, to na zdjęciu – słynne, wachlarzowate, barokowe schody ratusza i górującą nad miastem ratuszową wieżę, wysoką na 52 metry. 
 
 090
 
Niestety, nie dane mi było w pełni docenić uroku zamojskiego rynku, choć przymierzałam się do tego trzy razy. Kiedy w piątek, prosto z dworca poszłyśmy go zobaczyć, najpiękniejsze kamieniczki na ulicy Ormiańskiej zasłaniała scena. W niedzielę zrobiłam drugie podejście. Niestety było jeszcze gorzej – trwał w najlepsze Jarmark Hetmański. Rynek szczelnie wypełniały rozmaite budki z wyrobami regionalnymi, oscypkami na gorąco, kiełbaskami na zimno, starociami i nowościami sztuki zdobniczej.
 
  081
 
Dałam Zamościowi jeszcze jedną szansę i odwiedziłam go ostatniego dnia pobytu na Roztoczu, mając nadzieję, że z rynku znikną wszelkie szpecące go ustrojstwa. Gdzie tam – cały ratusz przysłaniała ogromna scena. Rozpoczynał się Zamojski Festiwal Kultury. Trudno. Zostawiłam nieszczęsny rynek i połaziłam po otaczających go uliczkach. Znalazłam kamienicę, w której urodził się i mieszkał Marek Grechuta, zaglądałam na podwórka – niektóre zaniedbane, ale większość przyjemna dla oka.
 
041
 
042
 
 
Obejrzałam wystawę malarstwa w siedemnastowiecznej synagodze, jednej z najpiękniejszych, jakie przetrwały drugą wojnę światową. 
 
044
 
045
 
Zamość to miasto twierdza – jedna z najpotężniejszych w Rzeczypospolitej, szturmem zdobyta tylko raz, i to przez wojsko polskie. Ja też ją zdobyłam, a raczej zwiedziłam jej bastion VII – największy z wszystkich siedmiu bastionów. Jego galeriami strzeleckimi i kazamatami wiedzie podziemna trasa turystyczna. Poszłam tam nie tyle z ciekawości, ile w poszukiwaniu chłodu i cienia – na dworze było upalnie. Muszę przyznać, że podobało mi się. Może to zasługa pani przewodnik, która ciekawie mówiła o mieście, jego fundatorze i kolejnych Zamoyskich.
 
084
 
082
 
I tak, założyciel miasta zakazał trąbienia hejnału z ratuszowej wieży w kierunku Krakowa. Kazał też zamurować Starą Bramę Lubelską, przez którą do miasta wprowadzono arcyksięcia austriackiego Maksymiliana, pojmanego w bitwie pod Byczyną. Inny Zamoyski, zwany „Sobiepanem”, zasłynął jako pierwszy na ziemiach polskich organizator przyjęcia w formie szwedzkiego stołu, sprytnie łącząc staropolską gościnność ze zdrowym rozsądkiem. Po zwiedzeniu podziemi można wejść na taras widokowy i – dla odmiany – zobaczyć Zamość z góry.
 
 083
  
Przed szesnastowiecznym pałacem Zamoyskich, wielowiekową siedzibą ordynatów, stoi pomnik założyciela miasta – Jana Zamoyskiego. Szczątki ordynata spoczywają w renesansowej katedrze Zmartwychwstania Pańskiego i świętego Tomasza Apostoła, najcenniejszym zabytku sakralnym Zamościa. Kościół powstał zresztą jako rodowe mauzoleum Zamoyskich. W podziemiach chowano ordynatów i członków ich rodzin. Z tyłu, na dziedzińcu jest muzeum, do którego prowadzą pięknie zdobione drzwi.
 
037
 
039
 
 086
 
040
 
Jan Zamoyski był człowiekiem światłym i tolerancyjnym. Wiedział, że rozwój miasta zależy od jego mieszkańców. Nadawał więc przywileje, które umożliwiały ludziom różnej narodowości i wyznania osiedlanie się w Zamościu. Najpiękniejsze kamienice – tak bogato zdobione, że wyglądają jak ciastka z kremem – zbudowano w XVII wieku na północnej pierzei rynku dla Ormian, najbogatszych wówczas zamojskich mieszczan. Każda kamienica ma swoją nazwę i historię, prawdziwą lub zmyśloną, często wiążącą się ze zdobiącymi ją detalami architektonicznymi.
 
036
 
Najbliżej ratusza stoi narożna zielona kamienica Wilczkowska. Swój obecny wygląd zawdzięcza rajcy miejskiemu Janowi Wilczkowi. W lewym górnym narożniku widnieje płaskorzeźba przedstawiająca świętego Jana Chrzciciela udzielającego chrztu Chrystusowi oraz herby Zamościa i Stanisława Koniecpolskiego, przez kilka lat właściciela miejscowości.
 
Sąsiaduje z nią żółta kamienica Rudomiczowska powstała na zamówienie Bazylego Rudomicza, profesora Akademii Zamojskiej. Najskromniej zdobiona, ale za to z najwyższą attyką.
 
Trzecią, licząc od ratusza, jest kamienica Pod Aniołem. Postawił ją kupiec Gabriel Bartoszewicz. Wnękę na pierwszym piętrze zdobi płaskorzeźba przedstawiająca Gabriela Archanioła z lilią – patrona właściciela kamienicy. Na drugim piętrze widnieją dwa lwy, symbolizujące ochronę domu przed złem – umieszczonym między nimi smokiem.
 
 095
 
Obok stoi niebieska kamienica, zwana Szafirową lub Pod Małżeństwem. Wiąże się z nią legenda. Para uwieczniona na froncie budynku nie należała do zgodnych. Mąż, nie mogąc znieść kłótliwej małżonki, oskarżył ją o czary. Kobieta spłonęła na stosie.
 
091
 
087
 
Ostatnia kamienica, zwana kamienicą Pod Madonną, zawdzięcza swą nazwę wczesnobarokowej płaskorzeźbie Madonny z Dzieciątkiem depczącej smoka. 
 
092
 
Na zamojskiej starówce są jeszcze dwa mniejsze rynki. Jeden to rynek solny, którego nazwa pochodzi od soli przywożonej między innymi z Wieliczki. Na rynku solnym, od początku będącym placem targowym, uwagę zwraca narożna kamienica zdobiona podokiennym fryzem z motywem rośliny w dzbanie. 
 
 046
 
093
 
094
 
Zamojskie stare miasto pełne jest zabytków. Wspomniałam tylko o niektórych. 
 
Od kilku kadencji prezydentem Zamościa jest syn Róży i Jana Zamoyskich, Marcin. Mieszka w dawnym folwarku ordynacji w Michalowie koło Szczebrzeszyna.
 
Dzień czwarty 
 
Krasnobród – roztoczańskie cudeńko. Prześliczne miasteczko, nad którym góruje barokowy kościół pw. Nawiedzenia Najświętszej Marii Panny. Ufundowała go Maria Kazimiera d’Arquien, żona Jana „Sobiepana” Zamoyskiego, późniejsza Marysieńka Sobieska, w podzięce za uratowanie zdrowia. To główne sanktuarium Maryjne w diecezji – „roztoczańska Częstochowa” – sławne dzięki małemu, słynącemu z łask obrazkowi Matki Bożej Krasnobrodzkiej. 
 
002
 
Przy kościele, na terenie byłego klasztoru ojców dominikanów, działa małe Muzeum Wsi Krasnobrodzkiej. Powstało w latach osiemdziesiątych XX wieku dzięki staraniom księży i miejscowej ludności, która przekazywała stare sprzęty domowe i gospodarcze. Oprócz nich w muzeum obejrzeć można okazy okolicznej fauny i flory.
 
006
 
Obok, w modrzewiowym osiemnastowiecznym spichlerzu, zorganizowano wystawę wieńców dożynkowych – prawdziwych słomianych dzieł sztuki. 
 
003
 
004
 
005
 
Ze spichlerzem sąsiaduje ptaszarnia. Z tyłu za murem klasztornym, na sporym zalesionym terenie, znajduje się Kalwaria Krasnobrodzka, powstała w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku. Twórcą figur z lipowego drewna jest ludowy artysta z Drohiczyna, Lucjan Boruta. 
 
022 
 
Krasnobród to miasto kapliczek. Najbardziej znaną jest pochodząca z XVIII wieku Kaplica na Wodzie, pięknie położona w malutkiej „dolince” poprzecinanej strumieniem i otoczona piętnastoma wykutymi w kamieniu stacjami różańcowymi. Wykonał je krasnobrodzki artysta Andrzej Gontarz. 
 
 
Kaplica na Wodzie to właściwie dwie kapliczki połączone wspólnym wielospadowym dachem. Woda, która pod nimi przepływa, ma moc uzdrawiającą i przywracającą miłość – uzdrowiła Marysieńkę, co do miłości, to być może też jej pomogła, bo to na Roztoczu Marysieńka poznała Jana Sobieskiego. 
  
012
 
Kaplica na Wodzie zwana jest też Kaplicą Objawień. To tu w 1640 roku Jakubowi Ruszczykowi objawiła się Matka Boża. Wydarzenie to upamiętnia stosowna figurka.  
 
010
 
Z kościoła do Kaplicy na Wodzie prowadzi wysadzona kasztanowcami Aleja Najświętszej Marii Panny. Po obu jej stronach stoją kapliczki. Pierwsza, siedemnastowieczna, zbudowana z kamienia, poświęcona jest świętemu Onufremu Pustelnikowi. Dwie pozostałe są drewniane, bardzo do siebie podobne i pochodzą z XIX wieku. To kaplice świętej Anny i świętego Mikołaja oraz świętego Antoniego z Padwy. Przed ostatnią stoi drewniana rzeźba przedstawiająca opiekę Matki Bożej Krasnobrodzkiej nad jej ludem. Wykonał ją wspomniany już Lucjan Boruta. Wewnątrz kaplic umieszczono obrazy lub statuy ich męskich patronów – o świętej Annie zapomniano.
 
009  008
 
Jednak najpiękniejszym i najbardziej tajemniczym miejscem Krasnobrodu, choć dość odległym od jego centrum, jest dolina świętego Rocha. Stoi tam drewniana, kryta gontem, kaplica świętego Rocha.
 
026
 
027
 
Dojście do niej zabrało mi trochę czasu; przy okazji obeszłam miasteczko i muszę przyznać, że nie sposób w nim zabłądzić – tak doskonale oznaczonych ulic dawno już nie widziałam. Historia kapliczki sięga połowy XVII wieku. Podczas panującej zarazy kazała ją wybudować Marysieńka Sobieska. W kaplicy umieszczono obraz świętego Rocha – patrona chroniącego przed chorobami zakaźnymi – a chorym podawano wodę z bijącego pod nią źródełka. Kaplica, którą możemy dziś podziwiać, powstała w 1943 roku, w miejscu poprzedniej, przywalonej potężnych bukiem. Zbudowano ją w stylu zakopiańskim. Jest coś niesamowitego w tym miejscu, zwłaszcza gdy wokół nie ma żywego ducha.
 
Kaplicę świętego Rocha można obejrzeć z każdej strony, także z góry, obchodząc ją dokoła po drewnach schodkach. Obeszłam, odpoczęłam trochę i wróciłam do miasteczka, mijając schludnie utrzymane domki, często stare, drewniane i – oczywiście – kapliczki.
 
 024
 
Dotarłam na rynek, a stamtąd powędrowałam do dzielnicy zwanej Podzamkiem. Stoi tam barokowy pałac, będący niegdyś własnością dziedziców Krasnobrodu, Leszczyńskich. Dziś mieści się w nim Sanatorium Rehabilitacyjne dla Dzieci im. Janusza Korczaka. Pałac i pozostałe budynki sanatoryjne otacza rozległy park, którym można dojść do zalewu kąpieliskowego.
 
030
 
Zalew i cały Krasnobród najlepiej widać w baszty wzniesionej na szczycie kamieniołomu, gdzieś w połowie drogi między rynkiem i sanatorium. Już nie dałam rady się tam wdrapać. Ale widoki z drogi pod kamieniołomem też były niczego sobie. 
 
029
 
I jeszcze ciekawostka. W drugiej połowie XIX wieku w Krasnobrodzie założono pierwsze na ziemiach polskich sanatorium przeciwgruźlicze, zwane Instytutem Kumysologicznym. Nazwa pochodzi od oryginalnego leku podawanego chorym – kumysu, czyli mleka dojnych klaczy. Leczenie było ponoć skuteczne.  
 
Dzień piąty 
 
Ten dzień zaczęłam od wsi Kosobudy, położonej tuż obok Zwierzyńca. Uchodzi ona za jedną z najstarszych w okolicy – pierwsze wzmianki o niej pochodzą z XIV wieku. W połowie XIX wieku z fundacji ordynata Konstantego Zamoyskiego we wsi wzniesiono cerkiew grekokatolicką, użytkowaną od 1918 roku jako kościół katolicki. Świątynia spłonęła w czasie drugiej wojny światowej, lecz po wyzwoleniu została odbudowana. Wiedzie do niej szpaler ogromniastych drzew.
 
032
 
033
 
Wśród zabytków przeszłości Kosobud jest dziewiętnastowieczny murowany zajazd, który już dogorywa,
 
036
 
i kilka starych drewnianych domów. Nie mam pojęcia, ile lat liczy ten śliczny domek. W każdym razie zachwycił mnie kolorystyką. 
 
035
 
Ciekawostką jest też stary wóz strażacki stojący przed remizą. 
 
034
 
Z Kosobudami graniczy wieś Wólka Wieprzecka. Nie ma tam zabytków, jest natomiast piękna kapliczka.
 
038
 
Roztoczańskie wsie i miasteczka pełne są tego rodzaju maleńkich miejsc kultu. Wszystkie są zadbane, kwiecone, i każde jest inne.
 
Pokręciłam się po okolicy, trochę dla przyjemności, bo tereny piękne, a trochę z konieczności, bo musiałam poczekać na autobus, który zawiózłby mnie do kolejnego miejsca. 
 
037
 
Wsiadłam do pierwszego autobusu, jaki przyjechał, i dojechałam do Zamościa, a stamtąd do Szczebrzeszyna – brzydkiej plamy na pięknym Roztoczu. Niestety, Szczebrzeszyn to wyjątkowo zaniedbane miasteczko, co jest przykre, bo dzięki pięknemu położeniu i zabytkom miałby szansę stać się trzecią po Zwierzyńcu i Krasnobrodzie perełką tych ziem. Tak nie jest. 
 
Szczebrzeszyn, chociaż dość wiekowy, swą sławę zawdzięcza wierszykowi Jana Brzechwy o świerszczu. Świerszcza eksploatuje się tu na wszelkie możliwe sposoby. Przy drodze do Zwierzyńca stoi jego pomnik. Świerszcz przygrywa na rynku, przed urzędem miasta (jeden z nielicznych zadbanych budynków). Dwa świerszcze widziałam w domu kultury mieszczącym się w dawnej synagodze, a kilka siedziało przed nią. Szczebrzeszyn świerszczem stoi. 
 
 
Ale ma też wiele innych zabytków, choćby wspomniana synagoga z nietypowym łamanym dachem polskim. W synagodze, świeżo odnowionej, jest dom kultury.
 
048
 
049
 
W czasie drugiej wojny światowej Niemcy wymordowali około 4000 Żydów mieszkających w Szczebrzeszynie. Oprócz synagogi pozostał po nich kirkut, który dziś jest obrazem nędzy i rozpaczy. Macewy giną w chwastach, które sięgały mi do ramion (jestem średniego wzrostu).
 
046
 
Nie lepiej prezentował się sąsiadujący z nim cmentarz katolicki. Jest na nim ponoć pomnik poświęcony żołnierzom września 1939 roku i partyzantom AK, ale śmietnik tuż przy wejściu zniechęcił mnie do poszukania go. Za to do cmentarzy prowadzi piękna droga przywodząca na myśl sandomierskie wąwozy. 
 
Obok synagogi stoi cerkiew pw. Zaśnięcia Marii. O jej otworzenie trzeba poprosić pracowników domu kultury. W środku bogaty, jak w każdej cerkwi, ikonostas. Na ścianach polichromia z XVII wieku, w opłakanym stanie. 
 
050
 
 051  052 
 
W Szczebrzeszynie są też dwa kościoły katolickie. Pierwszy to kościół pw. świętej Katarzyny. Został wzniesiony, wraz z budynkami klasztornymi, przez Tomasza i Katarzynę Zamoyskich na początku XVIII wieku dla franciszkanów. W 1812 roku klasztor przekazano siostrom szarytkom i utworzono w nim szpital. Zamoyscy stopniowo go rozbudowywali, założyli też szkołę kształcącą personel medyczny. Przez lata w szpitalu w Szczebrzeszynie pracowało wielu znanych lekarzy. Najbardziej zasłużonym był dr Zygmunt Klukowski – lekarz i kronikarz ziemi zamojskiej. Dziś ulica, przy której stoją klasztor i kościół, nosi jego imię. A w budynkach klasztornych wciąż leczą się chorzy. 
 
Klasztor i kościół pw. świętej Katarzyny z zewnątrz są dość surowe. Znacznie przyjemniejszy dla oka jest barokowy kościół pw. świętego Mikołaja. Prowadzi do niego piękna brama, a przed wejściem do świątyni stoi figurka na oryginalnym butelkowatym cokole – to postać Maryi Panny stojącej na kuli ziemskiej i depczącej węża, symbol zła.
 
 054
 
W przewodniku wyczytałam, że w dzielnicy Szczebrzeszyna, Klemensowie, jest pałac Zamoyskich. Skoro jest, trzeba go zobaczyć. Poszłam więc do Klemensowa, a po drodze minęłam ciekawą figurkę przydrożną z XVII wieku w formie kapliczki.
 
055
 
Ostrzegam, pałac jest położony między miejscowościami Michalów i Bodaczów, daleko od centrum Szczebrzeszyna. W Klemensowie zaczynają się dawne włości Zamoyskich – rozległy, zaniedbany park, którego obejście zajęło mi ponad godzinę. Ukryty w tymże parku stoi spory pałac, zniszczony, choć wciąż robiący wrażenie. Obok są budynki gospodarcze w równie opłakanym stanie.
 
069
 
056
 
Nad tymi resztkami dawnej świetności czuwa Matka Boża. Szkoda, że tylko ona.
 
057
 
Pałac wzniesiono w połowie XVIII wieku dla Klemensa Zamoyskiego, syna Tomasza Antoniego i Teresy z Michowskich. Otaczał go 130-hektarowy park w stylu angielskim, w którym rosło ponad 100 gatunków drzew i krzewów. W pałacu urodził się ostatni ordynat – Jan Zamoyski. Po drugiej wojnie światowej utworzono tu dom dziecka, a potem dom opieki społecznej. Obecnie, jak już pisałam, pałac i park niszczeją. Kilkakrotnie wystawiane były na sprzedaż, ale nie znalazły nabywcy. Zamoyscy bezskutecznie starali się o zwrot posiadłości. 
 
060
 
Dzień szósty 
 
Cel – zabytkowa zagroda w Guciowie. Do Guciowa ze Zwierzyńca nie jest daleko, tyle że nie ma bezpośredniego połączenia (mam na myśli busiki). Trzeba dojechać do Obrocza, a potem iść na piechotę cztery kilometry jezdnią wśród lasów. Nie uśmiechało mi się to, tym bardziej że szłabym pod słońce, a było upalnie. Pojechałam więc do Zamościa, potem do Krasnobrodu, a następnie do miejscowości Bondyrz. W Bondyrzu jest malutki, drewniany kościół pw. Opatrzności Bożej wzniesiony w latach 1948–1949. Chociaż całkiem nowy, wzniesiony tuż po drugiej wojnie światowej, ma swój urok, bo powstał w stylu zakopiańskim. Przy wejściu do kościoła stoi kilka drewnianych figurek.
 
024
 
Wędrując wsią, dotarłam do Zagrody Guciów – prywatnego Muzeum Etnograficzno-Przyrodniczego wpisanego do rejestru zabytków. Jego twórcami są Anna i Stanisław Jachymkowie. Poznali się na uniwersytecie w Lublinie, gdzie studiowali geografię na Wydziale Nauk o Ziemi. W Guciowie mieli pracować w stacji naukowej uczelni – przyjechali i zostali, bo oboje kochają wieś. Od sąsiadów kupili gospodarstwo z osiemnastowieczną chatą i obórką. Taki był początek żywego skansenu Państwa Jachymków. Dziś w zagrodzie stoi kilkanaście budynków. 
 
 
W starej chałupie sprzęty jak w każdej innej chałupie w każdym innym skansenie. Widziałam ich wiele. Z niektórych korzystałam jako dziecko na wakacjach na wsi u dziadków. Niemniej, ciągle lubię zaglądać do takich starych chałup. Lubię ich zapach i panujący w nich półmrok.
 
062 
 
Ciekawostką Zagrody w Guciowie jest wystawa meteorytów, minerałów i skamieniałości, które zbiera Pan Stanisław. Jego syn ma inną pasję – zbiera cuda techniki minionej epoki: stare radia, motory.  
 
061
 
U Państwa Jachymków można zanocować, kupić pamiątki i zjeść. Z tej ostatniej możliwości skorzystałam. I tu uwaga ogólna – na Roztoczu dobrze karmią. Wszystko jedno gdzie jadłam, było dużo i smacznie.
 
010
 
011
 
Zagroda Guciów, mimo że niewielka, ma swój urok. Wielka w tym zasługa gospodarzy, przewodników i wszystkich innych pracowników tego miniskansenu – przyjaznych i życzliwych, jak wszyscy na Roztoczu. 
 
Zabytkowa zagroda mieści się we wsi Guciów założonej prawdopodobnie w drugiej połowie XVIII wieku. Wieś jest pięknie położona. Osoby mające więcej czasu mogą wąwozami dojść do Słonecznej Doliny. Ja pokażę zdjęcia okolicy nie z tej doliny, ale zwykłej, przecinającej wieś szosy. A okolice dokładnie obejrzałam z okien autobusów – tak się złożyło, że w obie strony jechałam okrężnymi drogami. Mijałam maleńkie wioseczki ukryte w roztoczańskich lasach: Stara Huta, Senderki, Potok.    
 
019
 
020
 
021
 
023
 
Dzień siódmy
 
Pojechałam do Biłgoraja. Z busika wysiadłam tuż przy kościele pw. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny. To murowana barokowa świątynia, wzniesiona dzięki fundacji księdza Mateusza Pawłowicza. Wewnątrz jej nie obejrzałam, bo jak większość kościołów była zamknięta. W ogrodzeniu zobaczyć można kamienną kapliczkę z XVIII wieku.
 
 025
 
Kościół jest tuż przy ulicy Kościuszki, co ważne, bo wszystkie warte zobaczenia obiekty są przy tej ulicy lub w jej bezpośrednim sąsiedztwie – dlatego Biłgoraj zwiedza się łatwo. Tak więc, wędrując ulicą Kościuszki, trafiłam do kościoła parafialnego pw. świętego Jerzego, dawnej cerkwi unickiej z końca XVIII wieku. I tu też w ogrodzeniu tkwi maleńka kapliczka Matki Bożej. 
 
031
 
032
 
Za kościołem jest miniskansen. Tworzy go dawna zagroda Andrzeja Grabińskiego, biłgorajskiego sitarza. Zwiedzić można dom z początku XIX wieku, który służył też za pracownię. Jest w nim warsztat – taki sam, na jakim przed laty tkano płótno, tyle że mały. Robiono na nim siatki z końskiego włosia. Dom jest w pełni urządzony i przyozdobiony. W pozostałych budynkach zagrody – spichlerzu, stodole, chlewie – obejrzeć można sprzęt rolniczy i ginące rzemiosła, na przykład garncarstwo, bednarstwo, kołodziejstwo. Na podwórku stoi kilka uli wykonanych z pni drzew. Biłgorajska zagroda sitarska jest jedynym tego typu obiektem w Polsce. 
 
 
Pierwsi sitarze przybyli do Biłgoraja na początku XVII wieku. Po pewnym czasie w mieście działało już około 1800 warsztatów sitarskich. Każdą wiosną sitarze wyruszali w drogę, by sprzedać swoje wyroby. Zgodnie z tradycją rodziny odprowadzały ich do figury świętego Jana Nepomucena. Pożegnanie przy figurze nazywano „żałosne”, a powitanie powracających z wędrówki sitarzy – „radosne". Sitarz doczekał się w Biłgoraju swojego pomnika-ławeczki. 
 
 034
 
Wróćmy na ulicę Kościuszki. Na jej końcu, w dzielnicy Puszcza Solska, stoi ogromny kościół pw. świętej Marii Magdaleny wzniesiony na początku XX wieku według projektu Jerzego Sienickiego. Jest to szósta świątynia zbudowana w tym miejscu. Pierwsza powstała w XVII wieku w związku z cudownymi objawieniami świętej Marii Magdaleny. Wtedy to Tomasz Zamoyski sprowadził do Puszczy Solskiej franciszkanów, którzy przebywali tu do kasacji zakonu po upadku powstania styczniowego. W sąsiedztwie kościoła stoją murowany budynek poklasztorny ojców franciszkanów z końca XVIII wieku, ufundowany przez Konstancję z Czartoryskich Zamoyską, oraz również murowana osiemnastowieczna dzwonnica-brama. 
 
035
 
037
 
Po drugiej stronie jezdni stoi murowana osiemnastowieczna kaplica pw. świętej Marii Magdaleny. Podobno wewnątrz jest studnia z wodą mającą właściwości uzdrawiające. Niestety, nie mogłam tego sprawdzić – kaplica była zamknięta. 
 
Tuż obok kościoła zbudowano małą cerkiew. Kiedy tam byłam, zbierało się na burzę. Złote cerkiewne kopułki połyskiwały pięknie na tle granatowego nieba. A burza przeszła bokiem. 
 
039
 
Wzorem innych miast Biłgoraj ma swoje ławeczki-pomniki. O jednej już wspomniałam. Siedzi na niej biłgorajski sitarz. Na drugiej, w parku tuż przy kościele pw. świętego Jerzego, spoczął Isaac Singer. Biłgoraj był rodzinnym miastem jego matki Baszewy, córki miejscowego rabina. 
 
033
 
Przy trasie do Zwierzyńca stoi figurka świętego Jana Nepomucena z 1821 roku ufundowana przez mieszkańców – niegdyś wyznaczała granice miasta. To pod nią żegnano i witano sitarzy. Miałam sporo czasu, żeby się jej przyjrzeć, bo o ile Biłgoraj zwiedza się łatwo, o tyle opuścić go trudniej. Koszmarne korki. Na busik czekałam z godzinę. A potem, w drodze do Zwierzyńca, objechałam okoliczne wioski. 
 
040
 
Dzień ósmy 
 
Ostatniego dnia zwiedziłam dwie miejscowości leżące na trasie z Zamościa do Tomaszowa Lubelskiego. Pierwsza to Łabunie, stara wieś, w XV wieku należąca do Rusina, Zenka Łabuńskiego. Wydawać by się mogło, że od jego nazwiska pochodzi nazwa wsi, ale w materiałach udostępnionych mi przez dzisiejsze mieszkanki łabuńskiego pałacu – siostry franciszkanki – znalazłam inne jej wyjaśnienie. Nazwa pochodzi od łabędzi, które do dziś można spotkać na okolicznych stawach. 
 
W XVIII wieku tereny obecnej wsi zajęli Zamoyscy. Wznieśli tu pałac. Stoi przed nim, podobnie jak przed pałacem w Klemensowie, figurka Matki Bożej. W pałacu mieszkają siostry Franciszkanki Misjonarki Maryi. Na początku XX wieku podarował go im właściciel tych ziem, hrabia Aleksander Szeptycki. Rodzina Szeptyckich nigdy nie mieszkała w pałacu w Łabuniach. Jednym z powodów był zły stan zdrowia córki Aleksandra – Róży. Z chorą na gruźlicę dziewczyną Szeptyccy wyjechali do Odessy. Zatrzymali się u sióstr franciszkanek. Róża zmarła, a zgodnie z jej ostatnią wolą pałac przeszedł w ich ręce. Dziś jest miejscem kultu błogosławionego Stanisława Kostki Starowieyskiego, w 1999 roku beatyfikowanego przez Jana Pawła II. W pałacu mieści się pielgrzymkowy dom rekolekcyjny, kaplica i małe muzeum gromadzące pamiątki misyjne. Dzięki uprzejmości sióstr mogłam zobaczyć te miejsca.
 
043
 
044
  
049
 
Pałac ma też swoją białą damę. Jest nią Ludwika z Poniatowskich – córka kasztelana krakowskiego i siostra króla Stanisława Augusta. Była to dość nieszczęśliwa żona Jana Jakuba Zamoyskiego, która – gdy nie mogła dogadać się z mężem – pomieszkiwała w jednym z budynków zespołu pałacowego, zwanym kasztelanówką. Ponoć wciąż można zobaczyć jej ducha wałęsającego się po rozległym parku, na tyłach pałacu. Wśród ogromnych, starych drzew kryją się mauzoleum rodziny Szeptyckich, grób Stanisława Starowieyskiego, cmentarz sióstr oraz kurhan powstańców z 1863 roku.  
 
W Łabuniach jest też drugi pałac, wyglądający trochę jak dom wczasowy z PRL-u. Powstał w latach dwudziestych XIX wieku. Mieszkali w nim Szeptyccy po powrocie do Polski po śmierci Róży. Dziś mieści się w nim dom dziecka. 
 
 052
 
Ciekawym zabytkiem – na drugim końcu wsi – jest murowany siedemnastowieczny kościół pw. Matki Bożej Szkaplerznej i świętego Dominika. 
 
041
 
Między Łabuniami i Zamościem są Łabuńki, a w nich dziewiętnastowieczny pałac. Dziś jest w nim hospicjum Santa Galla i dom misyjny. Wokół pałacu rozciąga się park, nieszczególny niestety, ale prace porządkowe, które tam trwały, dają nadzieję, że niedługo będzie piękny. 
 
053
 
055
 
Ostatni dzień na Roztoczu był też moją ostatnią wizytą w Zamościu. Zwiedziłam Rotundę – dziewiętnastowieczną działobitnię, będącą fragmentem fortyfikacji. Napiszę o niej więcej w artykule poświęconym drugiej wojnie światowej na Zamojszczyźnie. 
 
Tak zakończyła się moja przygoda z Roztoczem, krainą, która uchodzi za najbardziej słoneczną w Polsce. Mogłam się o tym przekonać na własnej skórze. Z wyjątkiem pierwszego dnia żar lał się z nieba. Co jakiś czas pojawiały się chmurki, dające nadzieję na choćby chwilowe ochłodzenie, by nagle, zniknąć nie wiadomo gdzie. Ale nie mogę narzekać. Wyjazd był bardzo udany. Komunikacja jest dobra, ludzie, jak wszędzie na wschodzie Polski, uczynni i serdeczni.
 
Mieszkałam w cichej kwaterze w Zwierzyńcu na ulicy Staszica, po raz pierwszy nie w pokoju gościnnym, ale w osobnym domku, stojącym na podwórku i wyposażonym w aneks kuchenny oraz łazienkę. Pokój miałam duży, czysty i wygodny. W kuchni i łazience też niczego nie brakowało. Zaprzyjaźniłam się z psem gospodarzy, Misią, którą ściskam. A Pani Grażynie bardzo dziękuję za gościnę, życzliwość i ciepło, jakim otacza swoich gości.
 
080
 
I na koniec aneks, który stanowi galeria roztoczańskich figurek i kapliczek, których – jak napisałam na początku artykułu – pełno na każdym kroku.
 
 
 

Pisząc ten tekst, korzystałam z książek:

A.Pawłowski, Roztocze polskie i ukraińskie, Oficyna Wydawnicza Rewasz, Pruszków 2011.
Polska na weekend, Wydawnictwo Pascal, Bielsko-Biała 2001.
Polskie parki narodowe na weekend, Wydawnictwo Pascal, Bielsko-Biała 2000.
K. Szczerbowska, Zagroda Guciów, czyli tęsknota za sielskim dzieciństwem, „Country” 2015 nr 10.

Informatora: M. Jawor, Zwierzyniec na Roztoczu, Wydawca ATUT Biuro Promocji, Zamość b.r.w.

Oraz materiałów dostępnych w zwiedzanych obiektach.

 czerwiec 2014